Dwa lata temu "GL", podobnie jak inne tytuły prasowe w kraju i w Niemczech,
interesowała się Gerhardem Liebchenem. Jego sprawa trafiła do prokuratury
i ... ucichła.
Powodem wielkiego zainteresowania mediów Gerhardem Liebchenem
wiosną 2005 r. był fakt, iż jest on ojcem profesora anatomii, Güntera
von Hagensa, kontrowersyjnego autora plastynacji, czyli pośmiertnego
konserwowania ludzkich i zwierzęcych ciał w rozmaitych pozach. W publikacjach
chodziło wówczas nie tyle o działania syna, ale głównie o to, iż zarzucano
Liebchenowi (pełniącemu rolę pełnomocnika von Hagensa w jego poczynaniach
w Polsce - szło o uruchomienie zakładu preparacji zwłok w Sieniawie Żarskiej)
działalność w czasie II wojny w hitlerowskim aparacie przemocy. Niemiecki
"Der Spiegel" i "Rzeczpospolita" ujawniły, iż Liebchen był nazistą, SS-manem.
Padły mocne zarzuty.
Wątek zbąszyński
Okazało się, iż w początkowym okresie wojny Liebchen pracował w zbąszyńskim
młynie. Dwa lata temu nasze próby potwierdzenia tego faktu udawały się
połowicznie. W Zbąszyniu ktoś coś mgliście pamiętał, wskazywano budynek
obok młyna gdzie hitlerowiec miał mieszkać, ale nikt nie potrafił dokładnie
potwierdzić informacji o nim, a zwłaszcza o jego wojennej działalności
i udziale w aktach ludobójstwa (patrz "Niemiec z młyna", "GL" z 5, 6 marca
2005 r.). Z powodu hitlerowskich koneksji podjęto jednakże przeciwko niemu
kroki prokuratorskie. Tekst "Niemiec z młyna" kończyliśmy słowami: "Na
razie Liebchen do Polski może przyjeżdżać spokojnie".
Znalazł się w albumie
Upłynęły niemal dwa lata i zupełnie przypadkiem trafiliśmy na nowy, ale
wyraźny ślad G. Liebchena. Otóż w połowie zeszłego roku ukazał się piękny
album autorstwa mieszkającej w Paryżu zbąszynianki, Hanny Olejniczak-Zaworonko
pt. "Zbąszyń. Wędrówki po mieście". Dużą część materiałów do stworzenia
dzieła autorka otrzymała (wypożyczyła) od mieszkańców miasta. I w tymże
albumie, na stronie 146, w rozdziale "Młyn" znaleźliśmy znakomicie wykonane
zdjęcie pracowników młyna podczas II wojny światowej. Podpis mówi, iż
"zarządcą młyna w tych czasach był Gerhard Liebchen". Niemiec w okularach
(które nosi i dziś) stoi w mundurze ze swastyką na rękawie. Z podpisu
wynika także, iż fotografia pochodzi "z archiwum S. Pluskoty, którego
ojciec Michał pracował w młynie". Wypytywani przez nas Pluskotowie, noszący
imiona na "S" (Stanisław czy Stefan) nie wiedzą o co chodzi, zdjęcie nie
pochodzi od nich.
Jaki to mundur
Istotniejsze dla sprawy powinno być jednak to, jaki jest dziś skutek zainteresowania
się faszystą przez prokuratorów z Instytutu Pamięci. W tym kontekście
zwróciliśmy się do fachowców z Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie
z pytaniem o mundur, w którym jest widoczny na zdjęciu Niemiec. Chodziło
o to, czy potwierdzenie, iż mamy do czynienia z mundurem np. SS-mańskim
zmienia sytuację prawną G. Liebchena. Okazało się jednak, iż Oddziałowa
Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Łodzi już
dwa lata temu wydała "postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa w sprawie
zbrodni wojennych dokonanych w czasie okupacji hitlerowskiej przez Gerharda
Liebchena". Po prostu nie znaleziono dowodów, iż Liebchen brał współudział
w kierowaniu do obozów koncentracyjnych w kwietniu i maju 1940 r. około
60 Polaków z Nowych Skalmierzyc i okolic. Prokuratorzy potwierdzili wprawdzie
jego czyny "polegające na działaniu na szkodę ludności cywilnej Zbąszynia
oraz jego przynależność do SS", co było uznane za zbrodnię wojenną, ale
tylko do 27 kwietnia 1964 r. Po tym terminie nastąpiło przedawnienie.
- Mundur, w którym widzimy na zdjęciu tego osobnika na 99 proc. nie jest
mundurem wojskowym, a więc np. Luftwaffe, Wehrmachtu, ani też SS - wyjaśnia
po konsultacjach wewnętrznych dr Włodzimierz Kwaśniewicz, dyrektor
LMW. Stwierdził wprawdzie, iż na fotografii nie widać wszystkich detali,
zwłaszcza rękawów, ale chodzi tu raczej o mundur organizacji paramilitarnej.
Zresztą wobec decyzji IPN można stwierdzić, iż gdyby nawet był to mundur
SS, to i tak sprawa przynależności do tej zbrodniczej organizacji jest
przedawniona.
Może przyjeżdżać
Czyli puenta poprzedniej publikacji naszej wciąż jest aktualna. 91-letni
G. Liebchen nadal może spokojnie przyjeżdżać do Polski. Prokurator zapoznający
się w 2005 r. z aktami Archiwum Politycznego Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Niemiec w Berlinie trafił na materiał pokazujący Liebchena w nieco lepszym
niż dotąd świetle. Otóż znalazł dokument, w którym wymienione było nazwisko
G. Liebchena w kontekście jego poparcie dla starań o uwolnienie osoby
uwięzionej w radzieckim więzieniu.
|