ZBASZYŃ :: Zapomniany bohater czasów pierwszej Solidarności

Wielki, skromny bohater


Tablicę odsłoniła Joanna Pitura wraz z burmistrzem Leszkiem Leśnym i Wiesławem Pełką krajowym działaczem kolejowej Solidarności

Podczas przemarszu poczty sztandarowe NSZZ Solidarność

Od lewej Ryszard Pitura podczas spotkania z Lechem Wałęsą

Andrzej Michalszczak przewodniczący NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych, podczas odczytywania apelu poległych

Kwiaty pod pomnikiem złożyła delegacja Zakładu Taboru. W środku Marek Kozłowski

Wśród delegacji składających hołd ofiarom stanu wojennego znaleźli sie też przedstawiciele Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” Zbąszyń. Od lewej prezes Andrzej Szutta, Tadeusz Raczkowiak i Stanisław Piątek

Okolicznościowy list posła Maksa Kraczkowksiego odczytał Jan Pękala przewodniczący Wspólnoty Samorządowej Ziemi Zbąszyńskiej

 

Kwiaty pod pomnikiem składają przedstawiciele zbąszyńskiego koła Prawa i Sprawiedliwości

 


Zbąszynianie uczcili pamięć Ryszarda Pitury, lokalnego bohatera walki z totalitaryzmem, nadając imię ulicy, którą chodził do pracy

Zbąszyńskie środowiska prawicowe zawsze pamiętają o uczczeniu ofiar stanu wojennego. Przed 1989 rokiem robiono to bardzo symbolicznie, później oficjalnie. W latach 1998 - 2006 wspomnienie wojskowego przewrotu odbywało się bez udziału władz. Grupka kilku osób reprezentujących Wspólnotę Samorządową Ziemi Zbąszyńskiej składała kwiaty pod pomnikiem zapalała znicz i rozchodziła się do domów. Od momentu objęcia stanowiska burmistrza Zbąszynia przez Leszka Leśnego grudniowe spotkania pod pomnikiem mają urzędowy charakter. Najpierw jest msza święta w intencji ofiar komunistycznego reżimu, następnie przemarsz pocztów sztandarowych i delegacji pod pomnik. Na miejscu odbywają się okolicznościowe przemówienia i apel poległych z udziałem werblistów. W sobotę 13 grudnia 2008 roku, we wspominaniu tragicznej daty wzięła udział rekordowa liczba przedstawicieli lokalnych organizacji oraz okręgowych i krajowych struktur NSZZ Solidarność.
Nowością było nadanie drodze dojazdowej do byłej Bazy Maszyn PKP, położonej w Zbąszyniu, nazwy „inżyniera Ryszarda Pitury”.
Tablicę odsłoniła córka Joanna Pitura wraz z burmistrzem Zbąszynia Leszkiem Leśnym i Wiesławem Pełką, przewodniczącym sekcji zawodowej infrastruktury NSZZ „Solidarność”. W historycznym wydarzeniu wzięli udział byli współpracownicy R. Pitury, oraz przedstawiciele NSZZ Solidarność szczebla regionalnego i krajowego. Zasłużony obywatel był inicjatorem założenia w 1980 roku w Zbąszyniu NSZZ Solidarność. Do związku wstąpili wszyscy pracownicy Bazy Maszyn PKP w Zbąszyniu. Solidarnościowy ruch rozlał się po wszystkich zakładach w gminie. R. Pitura jako jedyny na własnej skórze odczuł konsekwencje swojej działalności. Po wprowadzeniu stanu wojennego był często zatrzymywany i wzywany na przesłuchania przez milicję i służbę bezpieczeństwa. Ponadto przyczynił się do rozwoju miasta poprzez rozbudowę Bazy Maszyn DOM, powstania Ośrodka Turystycznego TKKF „Zefir” Wrocław oraz rozbudowy przystani żeglarskiej w Zbąszyniu. Obecnie mieszka we Wrocławiu. Z powodu choroby nie mógł wziąć udziału w uroczystościach. Inicjatorami nadania nazwy przez Radę Miejską Zbąszynia, była Okręgowa Sekcja Kolejarzy NSZZ Solidarność w Zbąszynku, Komisje Zakładowe DOM Baza Zbąszyń oraz Komisja Wydziałowa NSZZ Solidarność w Zbąszynku przy Zakładzie Taboru w Czerwieńsku.
- Byłam zaskoczona zaproszeniem i samym pomysłem takiego wyróżnienia mego ojca - mówi Joanna Pitura, która do Zbąszynia przyjechała z Świeradowa Zdroju - Bohaterem może być każdy, trzeba tylko znaleźć się w określonym miejscu i czasie oraz mieć zapał i fantazję, której ojcu nie brakowało. Niewiele z tamtego okresu pamiętam, byłam wówczas dzieckiem. Ojciec nie mógł się pogodzić z faktem wprowadzenia stanu wojennego. Po zdelegalizowaniu solidarności miał kłopoty w pracy. Powrócił do swego rodzinnego Wrocławia. Dzięki R. Piturze Zbąszyń był jednym z liczących się ośrodków solidarnościowych w ówczesnym województwie zielonogórskim. Piątego września 1980 roku R. Pitura wraz z kolegami z pracy Tadeuszem Raczkowiakiem, Stefanem Zychem, L. Janowskim i Czesławem Młodystachem udali się do Gdańska na rozmowy Lechem Wałęsą, które odbyły się w prywatnym mieszkaniu późniejszego prezydenta.
- Wówczas, 28 lat temu, R. Pitura był człowiekiem z wielką charyzmą, którą zarażał współpracowników, dla niego nie było rzeczy niemożliwych - wspomina T. Raczkowiak.
- Bardzo się cieszę, że władze Zbąszynia pamiętają o swoich bohaterach -dodaje Wiesław Pełka - Narody, które tracą pamięć, tracą też swoją tożsamość i niepodległość.
- Daliście przykład, że ofiara nie poszła na marne - zwróciła się do zbąszynian Elżbieta Drewka-Doberstein, zastępca przewodniczącego zarządu Rejonu NSZZ Solidarność w Zielonej Górze- Pokazujecie, że w tym haniebnym, jakim jest 13 grudnia 1981 roku, można zauważyć dobre rzeczy, które zaczęły się dziać w Polsce. Bardzo żałuje, że Zbąszyń odszedł z województwa zielonogórskiego, dzięki wam bylibyśmy bogatsi duchem.
- R. Pitura był na liście osób przeznaczonych do internowania - wspomina burmistrz Zbąszynia, który był zwierzchnikiem założyciela zbąszyńskiej solidarności - Po wprowadzeniu stanu wojennego szukali go we Wrocławiu, gdzie mieszkali jego rodzice. Do zakładu przychodzili milicjanci. Choć Pitura przebywał na terenie bazy mówiłem, że go nie ma. Funkcjonariusze odchodzili z ulgą, przyznając, że mieli rozkaz go aresztować. W końcu postanowił skończyć z ukrywaniem. Ubrał się w waciak i tzw. gumofilce. Zawiniątko z bochenkiem chleba powiesił na kiju i poszedł pod komisariat. Wziął też piłkę mówiąc, żeby miał co robić jak go zamkną. Maszerował pod siedzibą milicji tam i z powrotem nie reagując na wezwania, by wszedł do góry. Milicjanci musieli po niego zejść i wnieść go do środka. Następnie został przewieziony na przesłuchania do Wolsztyna. Po dwóch dniach wrócił. Jakiś czas po tym został zatrzymany za przebywanie na ulicy po godzinie policyjnej. Uczestniczyłem w kolegium. Dzisiaj orzeczenie jakie zapadło wobec Rysia może się wydawać dość śmieszne, ale dla niego było to obraźliwe. Musiał przyrzec, że nie będzie się szwendał w czasie godziny policyjnej po mieście. Mimo zagrożenia nie przerwał swej działalności. Był łącznikiem, stale podróżował po kraju. Bywał we Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku i Warszawie. Woził ze sobą ulotki, dokumenty i listy. Oficjalnie mi nie mówił, ale wiedziałem, że nielegalne broszury przechowywał u operatorów na maszynach. Wiedziałem, że razem z innymi pracownikami robili tzw. kolczatki służące do przebijania opon radiowozów i innych pojazdów, którymi przewożono zomowców. To była znacząca postać w solidarnościowym ruchu. Choć nigdy się z tym nie obnosił, był w stałym kontakcie z Lechem Wałęsą. Wówczas władza miała wiele możliwości fizycznego wyeliminowania takich osób, trzeba sobie jasno powiedzieć, że to była wielka odwaga tego człowieka, że mimo grożącego niebezpieczeństwa chciał działać. Będąc szefem działu hydrauliki ciśnieniowej dał się poznać jako ceniony fachowiec, wdrażający do użycia zaawansowane techniczne maszyny do naprawy i budowy linii kolejowych. Nienawidził działaczy PZPR. Od początku swej pracy w Zbąszyniu popadł w konflikt z zakładowym sekretarzem POP, który pochodził z Wolsztyna. Na jednym z zebrań zakładowych związków zawodowych przekonał załogę do przejścia w szeregi Solidarności. Tylko dwóch z ponad stu pracowników bazy nie poszło za nim. Wówczas jako kierownika jednostki wezwano mnie do Poznania. Dostałem burę, szczególnie od władz partyjnych za to, że nie radzę sobie z zakładem. Byłem pewny, że zdejmą mnie ze stanowiska. W tym samym czasie inżynier Pitura zorganizował w zbąszyńskim zakładzie strajk okupacyjny. Ciężkim sprzętem zabarykadowali bramy i nikogo nie wpuszczali. Chcieli rozmawiać tylko ze mną. Już bez partyjnych kierownik kadr poprosił mnie, bym udał się do Zbąszynia w celu załagodzenia narastającego konfliktu. Na miejscu Pitura tylko spytał czy nadal jestem naczelnikiem bazy. Potwierdziłem, po czym odblokowano zakład. Nie pozostało mi nic innego jak wstąpić do wolnych, niezależnych związków zawodowych. Wówczas poczułem siłę prawdziwej solidarności. Wielu zbąszynian nie zna tej postaci, gdyż to była bardzo skromny człowiek, nigdy się nie wywyższał. Jego aktywność i poświęcenie dla sprawy zniszczyło mu zdrowie. Żył w wiecznym napięciu. Dzisiaj jest na rencie i musi przebywać pod stałą opieką opieką lekarzy. Staram się utrzymywać z nim stały kontakt. Nadania nazwy drodze, którą chodził do pracy jest skromnym podziękowaniem za jego odwagę i bezinteresowne zaangażowanie.

 

Podziel się swoim zdaniem

danka@poznan.home.pl  Tel: 600 651 952

Roman Rzepa

Fot. Roman Rzepa
(Dzień Wolsztyński 2008)

powrót