Zbąszynianie uczcili pamięć Ryszarda Pitury, lokalnego bohatera walki
z totalitaryzmem, nadając imię ulicy, którą chodził do pracy
Zbąszyńskie środowiska prawicowe zawsze pamiętają o uczczeniu ofiar stanu
wojennego. Przed 1989 rokiem robiono to bardzo symbolicznie, później oficjalnie.
W latach 1998 - 2006 wspomnienie wojskowego przewrotu odbywało się bez
udziału władz. Grupka kilku osób reprezentujących Wspólnotę Samorządową
Ziemi Zbąszyńskiej składała kwiaty pod pomnikiem zapalała znicz i rozchodziła
się do domów. Od momentu objęcia stanowiska burmistrza Zbąszynia przez
Leszka Leśnego grudniowe spotkania pod pomnikiem mają urzędowy charakter.
Najpierw jest msza święta w intencji ofiar komunistycznego reżimu, następnie
przemarsz pocztów sztandarowych i delegacji pod pomnik. Na miejscu odbywają
się okolicznościowe przemówienia i apel poległych z udziałem werblistów.
W sobotę 13 grudnia 2008 roku, we wspominaniu tragicznej daty wzięła udział
rekordowa liczba przedstawicieli lokalnych organizacji oraz okręgowych
i krajowych struktur NSZZ Solidarność.
Nowością było nadanie drodze dojazdowej do byłej Bazy Maszyn PKP, położonej
w Zbąszyniu, nazwy inżyniera Ryszarda Pitury.
Tablicę odsłoniła córka Joanna Pitura wraz z burmistrzem Zbąszynia Leszkiem
Leśnym i Wiesławem Pełką, przewodniczącym sekcji zawodowej infrastruktury
NSZZ Solidarność. W historycznym wydarzeniu wzięli udział byli współpracownicy
R. Pitury, oraz przedstawiciele NSZZ Solidarność szczebla regionalnego
i krajowego. Zasłużony obywatel był inicjatorem założenia w 1980 roku
w Zbąszyniu NSZZ Solidarność. Do związku wstąpili wszyscy pracownicy Bazy
Maszyn PKP w Zbąszyniu. Solidarnościowy ruch rozlał się po wszystkich
zakładach w gminie. R. Pitura jako jedyny na własnej skórze odczuł konsekwencje
swojej działalności. Po wprowadzeniu stanu wojennego był często zatrzymywany
i wzywany na przesłuchania przez milicję i służbę bezpieczeństwa. Ponadto
przyczynił się do rozwoju miasta poprzez rozbudowę Bazy Maszyn DOM, powstania
Ośrodka Turystycznego TKKF Zefir Wrocław oraz rozbudowy przystani żeglarskiej
w Zbąszyniu. Obecnie mieszka we Wrocławiu. Z powodu choroby nie mógł wziąć
udziału w uroczystościach. Inicjatorami nadania nazwy przez Radę Miejską
Zbąszynia, była Okręgowa Sekcja Kolejarzy NSZZ Solidarność w Zbąszynku,
Komisje Zakładowe DOM Baza Zbąszyń oraz Komisja Wydziałowa NSZZ Solidarność
w Zbąszynku przy Zakładzie Taboru w Czerwieńsku.
- Byłam zaskoczona zaproszeniem i samym pomysłem takiego wyróżnienia mego
ojca - mówi Joanna Pitura, która do Zbąszynia przyjechała z Świeradowa
Zdroju - Bohaterem może być każdy, trzeba tylko znaleźć się w określonym
miejscu i czasie oraz mieć zapał i fantazję, której ojcu nie brakowało.
Niewiele z tamtego okresu pamiętam, byłam wówczas dzieckiem. Ojciec nie
mógł się pogodzić z faktem wprowadzenia stanu wojennego. Po zdelegalizowaniu
solidarności miał kłopoty w pracy. Powrócił do swego rodzinnego Wrocławia.
Dzięki R. Piturze Zbąszyń był jednym z liczących się ośrodków solidarnościowych
w ówczesnym województwie zielonogórskim. Piątego września 1980 roku R.
Pitura wraz z kolegami z pracy Tadeuszem Raczkowiakiem, Stefanem Zychem,
L. Janowskim i Czesławem Młodystachem udali się do Gdańska na rozmowy
Lechem Wałęsą, które odbyły się w prywatnym mieszkaniu późniejszego prezydenta.
- Wówczas, 28 lat temu, R. Pitura był człowiekiem z wielką charyzmą, którą
zarażał współpracowników, dla niego nie było rzeczy niemożliwych - wspomina
T. Raczkowiak.
- Bardzo się cieszę, że władze Zbąszynia pamiętają o swoich bohaterach
-dodaje Wiesław Pełka - Narody, które tracą pamięć, tracą też swoją tożsamość
i niepodległość.
- Daliście przykład, że ofiara nie poszła na marne - zwróciła się do zbąszynian
Elżbieta Drewka-Doberstein, zastępca przewodniczącego zarządu Rejonu NSZZ
Solidarność w Zielonej Górze- Pokazujecie, że w tym haniebnym, jakim jest
13 grudnia 1981 roku, można zauważyć dobre rzeczy, które zaczęły się dziać
w Polsce. Bardzo żałuje, że Zbąszyń odszedł z województwa zielonogórskiego,
dzięki wam bylibyśmy bogatsi duchem.
- R. Pitura był na liście osób przeznaczonych do internowania - wspomina
burmistrz Zbąszynia, który był zwierzchnikiem założyciela zbąszyńskiej
solidarności - Po wprowadzeniu stanu wojennego szukali go we Wrocławiu,
gdzie mieszkali jego rodzice. Do zakładu przychodzili milicjanci. Choć
Pitura przebywał na terenie bazy mówiłem, że go nie ma. Funkcjonariusze
odchodzili z ulgą, przyznając, że mieli rozkaz go aresztować. W końcu
postanowił skończyć z ukrywaniem. Ubrał się w waciak i tzw. gumofilce.
Zawiniątko z bochenkiem chleba powiesił na kiju i poszedł pod komisariat.
Wziął też piłkę mówiąc, żeby miał co robić jak go zamkną. Maszerował pod
siedzibą milicji tam i z powrotem nie reagując na wezwania, by wszedł
do góry. Milicjanci musieli po niego zejść i wnieść go do środka. Następnie
został przewieziony na przesłuchania do Wolsztyna. Po dwóch dniach wrócił.
Jakiś czas po tym został zatrzymany za przebywanie na ulicy po godzinie
policyjnej. Uczestniczyłem w kolegium. Dzisiaj orzeczenie jakie zapadło
wobec Rysia może się wydawać dość śmieszne, ale dla niego było to obraźliwe.
Musiał przyrzec, że nie będzie się szwendał w czasie godziny policyjnej
po mieście. Mimo zagrożenia nie przerwał swej działalności. Był łącznikiem,
stale podróżował po kraju. Bywał we Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku i Warszawie.
Woził ze sobą ulotki, dokumenty i listy. Oficjalnie mi nie mówił, ale
wiedziałem, że nielegalne broszury przechowywał u operatorów na maszynach.
Wiedziałem, że razem z innymi pracownikami robili tzw. kolczatki służące
do przebijania opon radiowozów i innych pojazdów, którymi przewożono zomowców.
To była znacząca postać w solidarnościowym ruchu. Choć nigdy się z tym
nie obnosił, był w stałym kontakcie z Lechem Wałęsą. Wówczas władza miała
wiele możliwości fizycznego wyeliminowania takich osób, trzeba sobie jasno
powiedzieć, że to była wielka odwaga tego człowieka, że mimo grożącego
niebezpieczeństwa chciał działać. Będąc szefem działu hydrauliki ciśnieniowej
dał się poznać jako ceniony fachowiec, wdrażający do użycia zaawansowane
techniczne maszyny do naprawy i budowy linii kolejowych. Nienawidził działaczy
PZPR. Od początku swej pracy w Zbąszyniu popadł w konflikt z zakładowym
sekretarzem POP, który pochodził z Wolsztyna. Na jednym z zebrań zakładowych
związków zawodowych przekonał załogę do przejścia w szeregi Solidarności.
Tylko dwóch z ponad stu pracowników bazy nie poszło za nim. Wówczas jako
kierownika jednostki wezwano mnie do Poznania. Dostałem burę, szczególnie
od władz partyjnych za to, że nie radzę sobie z zakładem. Byłem pewny,
że zdejmą mnie ze stanowiska. W tym samym czasie inżynier Pitura zorganizował
w zbąszyńskim zakładzie strajk okupacyjny. Ciężkim sprzętem zabarykadowali
bramy i nikogo nie wpuszczali. Chcieli rozmawiać tylko ze mną. Już bez
partyjnych kierownik kadr poprosił mnie, bym udał się do Zbąszynia w celu
załagodzenia narastającego konfliktu. Na miejscu Pitura tylko spytał czy
nadal jestem naczelnikiem bazy. Potwierdziłem, po czym odblokowano zakład.
Nie pozostało mi nic innego jak wstąpić do wolnych, niezależnych związków
zawodowych. Wówczas poczułem siłę prawdziwej solidarności. Wielu zbąszynian
nie zna tej postaci, gdyż to była bardzo skromny człowiek, nigdy się nie
wywyższał. Jego aktywność i poświęcenie dla sprawy zniszczyło mu zdrowie.
Żył w wiecznym napięciu. Dzisiaj jest na rencie i musi przebywać pod stałą
opieką opieką lekarzy. Staram się utrzymywać z nim stały kontakt. Nadania
nazwy drodze, którą chodził do pracy jest skromnym podziękowaniem za jego
odwagę i bezinteresowne zaangażowanie.
|