http://www.puls.ctinet.pl/archiwum/html/_luty_2003/07.html  luty 2003     

| Diagnoza PULSU | Forum PULSU | Komentarze PULSU | My, inteligencja | NAUKA - Lisy i jeże | OTWARCIE | Pod Lupą - Eugeniusz Kurzawa | Portret - IT SERWIS | Puchały i Puchatki | Rozmowa z Bożeną Ronowicz | Rynek pracy | Ściernisko | Śniadanie Bunuela | Tak i Nie | Teraz Ja

Pod Lupą

Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak tożsamość lubuska. Mam wątpliwości. Dodam dla porządku, iż przez tożsamość rozumiem zespół charakterystycznych cech odróżniających jakąś społeczność od innych.

Eugeniusz Kurzawa
Likwidacja na życzenie

Pewnego razu, gdy po prawie 12 latach nieobecności wróciłem do Zielonej Góry, dowiedziałem się, iż piwnica budynku przy ul. Dzierżyńskiego (dziś Wyszyńskiego) jest usłana dorobkiem wydawniczym Lubuskiego Towarzystwa Kultury. I że pozycje te można, a właściwie należy brać, gdyż i tak pójdą na makulaturę.
Wziąłem więc - brodząc w książkach po kostki - stos atlasów starego woj. zielonogórskiego, pracę o przestępczości wśród Cyganów, roczniki LTK, LTN, materiały o zielonogórskiej wsi w latach 45-50, rzecz o badaniach nad inteligencją lubuską i wiele innych książek, z których część od razu rozdałem. Dlaczego - zastanawiałem się wtedy - to, nad czym wysilało się tylu naukowców, autorów, sekcja wydawnicza LTK i redaktorzy, a nawet cenzura, raptem okazuje się aż tak nieważne, że nie rozpakowane pozycje oddaje się na makulaturę lub przemiał? Czyżby - myślę sobie dziś - ludzie tworzący ongiś materialne i duchowe spoiwo potencjalnej Lubuszczyzny aż tak bardzo wstydzili się swego dorobku, że postanowili go skasować?

Rozpad w czasie tworzenia

Obejmując myślą współczesną, powojenną, polską historię ziem nad środkową Odrą i dolną Wartą, zauważmy, że tzw. Ziemia Lubuska w obecnym, a więc nie w historycznym kształcie, powstała w 1950 r. jako: a) twór administracyjny ("stare" woj. zielonogórskie), b) zręczny argument polityczny wobec Niemców, szczególnie tych z NRF, stworzony w poznańskim Instytucie Zachodnim i ogólnie uznany za państwowotwórczy.

Kreowana od tej pory, przede wszystkim administracyjnie (choć nie bez udziału czynnika społecznego) Lubuszczyzna miała tylko 25 lat, żeby okrzepnąć. Już w 1975 r. tamta "pierwsza lubuskość" została rozdzielona i część gorzowska zaczęła, głównie na bazie ambicji wojewódzkich Gorzowa, kształtować się od nowa, z nieco innymi akcentami.

Idiotyczne i długoletnie spory Gorzowa z Zieloną Górą (i na odwrót), podkręcane głównie przez mówienie o tym w mediach, świadczą, że dzisiaj tym bardziej nie wiadomo, co można mieć na myśli, mówiąc o tejże tożsamości. Chyba też nikt, poza szefem Muzeum Ziemi Lubuskiej dyr. Andrzejem Toczewskim (i jego ,,Studiami zielonogórskimi"), nie podjął się prób zdefiniowania zagadnienia, jego opisania i zastosowania we życiu społecznym. Widać nikomu to nie jest potrzebne (sic!)! Nie byłoby więc wielkiego płaczu (poza politykami i wszelkiego rodzaju urzędnikami, bo obie te grupy utraciłyby półkę z konfiturami), gdyby pewnego dnia zabrakło obecnego województwa lubuskiego. Ludowi, albo współcześnie mówiąc: elektoratowi, jest ono raczej obojętne.

Zabrakło czasu i pomysłów

Dlaczego zatem, jak sądzę, nie wykształciła się owa tożsamość lubuska? Na środkowym Nadodrzu zabrakło po prostu na to historycznego czasu. 52 lata z licznymi zakrętami dziejów - to za mało na wykształcenie się, a zwłaszcza utrwalenie, tak istotnej wartości, a i wspomniane dwa podziały administracyjne dodatkowo przyczyniły się raczej do niweczenia niż cementowania zarodków tejże tożsamości.

Argument kolejny: obok braku czasu nie było też wyraĽnego pomysłu, jak i wokół czego tę tożsamość kreować, zabrakło również ludzi i to dwojakiego rodzaju: natchnionych organizatorów oraz postaci-pomnikowych, z którymi pewne idee daje się utożsamiać. Po prostu: przez minione półwiecze środkowe Nadodrze okazało się (i nadal jest) zbyt słabe, przede wszystkim cywilizacyjnie, mówiąc inaczej: za mało atrakcyjne (niemal pod każdym względem), żeby owa tożsamość miała się gdzie osadzić, gromadzić i skąd promieniować. W tym - bardzo przecież delikatnym przypadku - potrzebne są bowiem ośrodki skupienia, miejsca, indywidualności, sprzyjające sytuacje i zapewne inne czynniki; tego właśnie zabrakło i wciąż brakuje.

Choć, trzeba przyznać szczerze, iż zwłaszcza po powstaniu ,,pierwszego województwa" były spore szanse, a dobrymi ich przykładami są Lubuskie Towarzystwo Kultury, Lubuskie Towarzystwo Nauki, owa słynna przecież lubuska droga do uniwersytetu, istnienie pisma społeczno-kulturalnego ,,Nadodrze", mówiło się w swoim czasie o lubuskiej szkole reportażu, której (głównie) przedstawicielki przecież żyją. Jednak wszystko, co wymieniłem, to są już tylko ślady przeszłości; co symptomatyczne - LTK, jeden niemal z symboli tożsamości, samo rozwiązało się, skutkiem czego mogłem posiąść opisane na wstępie książki zgromadzone w piwnicy!

Wniosek: wiele znaczących postaci współtworzących lubuską tożsamość pół wieku póĽniej wręcz się jej wyparło! Za nimi poszli zwykli obywatele. Jest to najbardziej charakterystyczna konstatacja dla moich tu rozważań. Taką, podejrzewam, mamy ogólną sytuację kulturową w regionie: zagubienie wywołane transformacją ustrojową, wyparcie się przeszłości - gdy idzie o osoby starsze, czytające ongiś "Nadodrze"; użyję zwrotu "pokolenia LTK", zaś zupełna ignorancja - w przypadku młodzieży, studentów; śmiem to określić ich językiem: im lubuskość wisi. I brak współcześnie zworników oraz wyznaczników tejże tożsamości.

Jak można budować?

Tożsamość, uważam, buduje się na gruncie cywilizacyjnym, czyli na szeroko rozumianej podstawie kulturowej. Dlatego skupiam się poniżej na przeoczonych w kulturze szansach - w minionych bliższych i dalszych latach - stworzenia tożsamości lubuskiej, zielonogórskiej, nadodrzańskiej czy jak ją zwać. Są to zarazem sugestie, które można mądrze rozegrać dziś i jutro. O ile kogoś to obejdzie.

Pewnie to, co napiszę niżej, urazi wielu twórców, ale sprawa dotyczy także mojej "działki", literatury, więc powiem wprost, iż również nie sprostałem stawianym tu wymogom. W Gorzowie, Zielonej Górze nie pojawił się, niestety, żaden Tadeusz Różewicz czy Wisława Szymborska, choć - prawda - była jedyna, niepowtarzalna Papusza. Lecz już modna ostatnio sulechowianka (kleniczanka?) Olga Tokarczuk woli się kojarzyć z Kotliną Kłodzką. Nie ma chyba w żadnej dziedzinie twórczości (plastyka, muzyka, teatr, nauka) mocnych nazwisk, które w Polsce mogłyby być kojarzone z regionem. Jak powiedzmy Mrożek z Krakowem czy Boniek z "Widzewem", a Małysz z Wisłą. Bo - na marginesie - sport równie jak kultura może być integracyjnym zwornikiem, ale w naszym wypadku, podobnie jak i kultura, takowym nie jest.

Pojawiła się przed regionem stosunkowo niedawno niespodziewana szansa zabłyśnięcia na ogólnopolskim firmamencie. Mowa o kabarecie "Potem" i całym zagłębiu kabaretowym. Tyle tylko, że Władysław Sikora z kolegami występował częściej w Krakowie niż w Zielonej Górze. Przeoczono niepowtarzalną okazję uruchomienia stałej sceny kabaretowej, jakiejś piwnicy artystycznej. A potem kabaret "Potem", gwiazda polarna zagłębia, sam się rozwiązał.

Podobnych przykładów można przytoczyć sporo, a za każdym kryje się kolejna utracona szansa zbudowania choćby namiastki, zarodka przynajmniej, nowej lubuskiej tożsamości już tej z lat 90. i początku XXI wieku. Oczywiście, pracę nad tworzeniem tożsamości można zacząć budować w każdej chwili. A im dłużej istnieje ów organizm, jakim jest województwo, tym większe na to szanse. Niestety, znów administracyjne. Po dziesiątkach lat będą pewnie rezultaty. Jednak dotyczyć to będzie już innych niż nasze pokoleń, więc siłą rzeczy mniej mnie to obchodzi.

Sądzę, iż - co może wydawać się bardzo dalekim skojarzeniem - posiadanie własnej, wyraĽnej tożsamości związane jest z szeroko rozumianym rozwojem współczesnej Ziemi Lubuskiej, a więc i gospodarczym, i kulturowym. Zatem z dobrobytem i pomyślnością mieszkańców, rozkwitem miast, gmin. Ale jak dotąd jakoś się na wykreowanie owej tożsamości nie zanosi. Brak nam do tego, mówiąc uczenie, instrumentów. Puentując - sądzę, że tragedia bez tożsamości nam nie grozi, jakoś to będzie. Z naciskiem na jakoś...

Eugeniusz Kurzawa
dziennikarz Gazety Lubuskiej