Wieczory

Nie wystarczy nas na to milczenie
i płacz za umarłym czasem.
Rosną na ścianie,
w ogień schodzą cienie.
Obce przeszły, zostały nasze.

Jak zwierzęta łaskawe u ognia mrucząc
otula nas w futro, nim je wchłonie
noc wargami spalona i sen,
nim ich nie zdejmą nagie dłonie.

I zamyślenie tylko jest, a łez
nie bedzie, nim się nie odnowi
w ruinach kwiat, a w ciele człowiek
i pod stopami śniegu chrzęst.

marzec 1942

 
   
   
poprzedni wiersz