Pieśń świętojańska o Sobótce
PANNA IV

Komum ja kwiateczki rwała,
A ten wianek gotowała?
Tobie, miły, nie inszemu,
Któryś sam mił sercu memu.

Włóż na piękną głowę twoje
Tę rozkwitłą pracą moje;
A mnie same na sercu miej,
Toż i o mnie sam rozumiej.

Żadna chwila ta nie była,
Żebych cię z myśli spuściła;
l sen mię prace nie zbawi,
Śpię, a myślę, by na jawi.

Tę nadzieję mam o tobie,
Że mię też masz za co sobie:
Ani wzgardzisz chucią moją,
Ale mi ją oddasz swoją.

Tego zataić nie mogę,
Co mi w sercu czyni trwogę;
Wszytki tu wzrok ostry mają
I co piękne, dobrze znają.

Prze Bóg, siostry, o to proszę,
Niech tej krzywdy nie obnoszę,
By mię która w to tknąć miała,
O com się ja utroskała.

O wszelaką inszą szkodę
Łacno przyzwolę na zgodę;
Ale kto mię w miłość ruszy,
Wiecznie będzie krzyw mej duszy!

 

PANNA VII

Próżno cię patrzam w tym kole:
Twoja, miły, rozkosz pole;
A raczej zwierz leśny bijesz,
Niż tańcujesz albo pijesz.

Ja też, bym nabarziej chciała,
Trudno bym się zdobyć miała
Na lepszą myśl; bo po tobie
Serce zawżdy tęskni sobie.

Wolałabym też tym czasem
Gdziekolwiek pod gęstym lasem
Użyć z tobą towarzystwa,
Pomogę ja i myślistwa.

Czego miłość nie przywyknie?
Już ja trafię, gdy pies krzyknie,
Gdzie zajeżdżać zającowi
Mając charty pogotowi.

A kiedy rzucisz sieć długą,
Jeslić się swoją posługą
Ni nacz więcej nie przygodzę,
Niech za tobą smycz psów wodzę!

Żadna gęstwa, żadne głogi
Nie przekażą mojej drogi;
Tak lato jako śrzeżogę
Przy tobie ja wytrwać mogę!

Albo, mój myśliwcze, tedy
Pokwap się do domu kiedy;
Albo mnie ciężko nie będzie
Ciebie naszladować wszędzie!

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz