Jadwiga

Cień za cieniem się ugania, a motyla motyl ściga -
          Rozpłakała się w lesie niekochana Jadwiga.

"Raczej ciało niepieszczone wilkom rzucić w bór za borem,
          Niż nie zaznać pieszczoty chćby nawet
                                                             z potworem!"

I wypełznął czerw spod ziemi zwilgotniałym pyskiem czynny.
          "Ot ja ciebie popieszczę! Ot ja właśnie -
                                                         nikt inny!"

Obejrzała się na drogę i na tuman poza drogą.
          Oprócz ciebie na świecie nie mam,
                                                         czerwiu, nikogo!"

Legła przy nim na murawie, głowę wsparła o kamiążek,
          Miała kilka pierścieni i łez kilka, i wstążek.

"Owom - twoja! Pieść do syta! Nie szczędź w lesie mego ciała!
          Jam tu przyszła nie po to, bym się sama ostała..."

Wiatr warkocze jej z ramienia na to drugie ramię przesnuł,
          Ona była nieswoja, a on rad był i wesół.

Pyskiem własił się i włudził w piersi wonne jak w dwa jabła,
          Aż Jadwiga stęknęła, aż Jadwiga osłabła.

Krew jej w głwie zahuczała pogrzebnego echem dzwonu,
          A to była choroba - i już blisko do zgonu.

"Inni boją się miłować krwi schorzałej szaleniznę,
A ja nawet potrafię kochać ciała zgniliznę!" -

I przeniknął pieszczotami bezpowrotnie aż do kości -
Nie - nie było na świecie tak niesytej miłości!

Nie wiadomo, co za szumy z czasu w bezczas zaszumiały,
          Gdy obnażył się w słońcu szkielet biały, bo - biały!

Maj był w lesie i na polu, i opodal - na rozstaju -
          W maju działo się właśnie - tyle jeno, że w maju.

Słychać było, jak w gęstwinie wiatr się krząta i chrabęści -
          Tedy szkielet podskoczył i zacisnął swe pięści!

"Powiedz, czerwiu, gdzie jest tysiąc obiecanych
                                                         w niebo ścieżek?"
          A on tylko popatrzył - i nic nie rzekł, nic nie rzekł...

"Powiedz, czerwiu, czy Bóg widział moje męki, moje żale?
          I czy jest On w niebiosach, czy też nie ma Go wcale?"

A on zadarł pysk ku niebu i mackami wzruszył dwiema,
          I pokazał na migi, że go nie ma, bo - nie ma!

Więc ku snowi wieczystemu uchyliła nieco czoła
          I spojrzała w zaświaty, a tam nicość dookoła!

A tam - nicość, rozścierwiona od padołów aż do wyżyn!
          I tańcował, i śmiał się biały szkielet
                                                            Jadwiżyn...

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz