Konkurs palenia fajek w Bostonie

Zjechali panowie
fajkę palić.
Lord, rzecz jasna, był między nimi,
szyn rzeźnika o zmiętej twarzy,
Flip
i Flap,
a także
potoczny Murzyn.
Mam i ja gdzieś na spodzie
tę możliwość spokoju,
niesienie ciszy,
potulność snu.
Widzisz,
jak oczy mrużę,
milczę grzecznie,
ładnie jem.
Jestem jak baba w babie:
Jedna,
ta wierzchnia -
w panice nieustannej...
W rzeczach grzebie,
liść drze,
gna
w rozczochranym pędzie.
Lecz już ta druga
i trzecia,
i czwarta
nić przędzie,
sieć suszy,
pierścień miły do ust tuli,
oknem patrzy.

Rekord palenia fajki
wynosi jak dotąd
tu i teraz
minut sto dziewiętnaście!
Cóż to dla mnie,
gdy oddech uspokoić
w Nowym, na przykład, Dworze...
Czemuż wiec wiodę
życie jesiotra
lub wędrownego śledzia?
Czemuż jak pociąg - widmo
ledwie staję na przystankach?
Flaszkę -
w plecaku dźwigam?
.....Alboż to jednak się godzi
majdan rozkładać na byle stacji,
dzieci w taksówkach rodzić,
łoże słać
u stóp wiatru,
nająć lokatora,
welon narzucić jak płaszcz -
z samego tylko zmęczenia?...
Precz,
chytrzy pielęgniarze!
Niech się już toczy moja łódka
i niech się serce tłucze na dnie
jak nie dobita rybka!
Za parę ładnych dni
wszak dobrnę do ciepłych krajów:
Do twoich oczu,
rąk
i słów.

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz