Ludność cywilna

Jestem jak ludność cywilna.
Opuszczam mój gród bez sztandarów.
Czmycham nocą
unosząc nad głową białe prześcieradła.
DĽwigam jeszcze ze sobą
tę rzecz nie napisaną
i szczotkę do zębów,
która widziała Meksyk.
To wszystko.
Żadnych cudzych książek,
żadnych fotografii...
(Wszak przyjdzie jeszcze nie raz
oglądać ten film o życiu).
Nie.
Nie ustanę w leniwym odwrocie.
Żywić się będę korzonkami
wiedzy zdobytej zbyt póĽno...
Wodą źródlaną gardzę
jak łaską.
Gwiżdżę na alkohol.
Przez wszystkie małmazje świata
przebije ten smak,
smak klęski nad drugim człowiekiem.

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz