Rozmowa z IRENEUSZEM SOLARKIEM, powrót
  kierownikiem galerii Baszta  


IRENEUSZ SOLAREK, artysta plastyk, założyciel
i kierownik Teatru "S", inicjator Międzynarodowych Spotkań Artystycznych Experyment, żona Katarzyna, syn Jakub.

- Zadowolony pan z jubileuszowego spotkania i własnego wernisażu w galerii?
- O tak, zabawa była wspaniała. Pojawiło się dużo więcej osób niż zwykle na wystawach, każdy otrzymał urodzinową czapkę, a wyznaczeni przynieśli prezenty.


- Rzadko się zdarza, żeby na zaproszeniach wymieniano z nazwisk osoby mające pojawić się
z prezentami...

- W końcu to pięciolecie galerii. A prezentów przyniesiono tyle, że myślimy nawet o zrobieniu z nich specjalnej ekspozycji. Niektóre okazały się praktyczne, jak kieliszki, które przydadzą się na wernisaże lub krzesła, zaś inne artystyczne, np. Piotra Muszalskiego z ASP w Poznaniu, który przygotował rysunki krzesła.

- Galeria to zabytkowa, acz ciasna wieża bramna z 1627 r., zwana w mieście basztą. Jak tylu gości pomieściło się w historycznym obiekcie?
- Ustawiliśmy przed wejściem namiot, w którym odbywał się poczęstunek i gdzie toczyły się rozmowy.

- Nie marzy pan o większej sali wystawowej? Przecież w Baszcie zawsze jest ścisk.
- Uważam, iż powierzchnia galerii jest odpowiednia, zaś układ piętrowy daje wystawiającym się różne możliwości. A te 60 osób na wernisażu zawsze się jakoś pomieści. Gdyby sala była zbyt wielka, mogłyby z kolei być kłopoty z wypełnieniem jej, a w końcu Zbąszyń nie jest metropolią.

- No właśnie, nie jest metropolią, wobec tego czy artyści nie odbierają zaproszeń do pokazania się tutaj jako ściągania ich na prowincję?
- Nie ma takiego myślenia. Obserwuję, iż nawet uznani plastycy traktują wystawę u nas jako ważne doświadczenie. Tego, co przeżyją w małym mieście, nie doznają w wielkich ośrodkach. Tam na wystawy przychodzi głównie tzw. środowisko. Czyli rzecz dzieje się we własnym, plastycznym, sosie. Tu jest bezpośredni kontakt z odbiorcami. I to jest najcenniejsze.

- A więc galeria Baszta w ciągu pięciu lat stała się znaczącą placówką artystyczną.
Jak i skąd pan ściąga twórców na wystawy?

- Wielu z nich to moi znajomi z czasów studiów w Łodzi lub Toruniu. Kolejnych plastyków poznaję dzięki festiwalowi Experyment, na który przyjeżdżają osoby nie tylko z kraju, ale i z różnych kontynentów. Ponadto jest bardzo dobra metoda "łańcuszka"; ludzie przekazują sobie wiadomość, iż w małym Zbąszyniu istnieje taka placówka... Zdecydowana większość plastyków to wykładowcy polskich Akademii Sztuk Pięknych.

- Którego z twórców goszczących w Baszcie ceni pan najbardziej?
- Oj, nie chciałbym prowadzić takiej weryfikacji. Każda wystawa była ciekawa i charakterystyczna. Każdy gość inaczej wykorzystywał przestrzeń galerii. Przez pięć lat gościło aż 40 plastyków z Polski, ponadto Turcji, Meksyku, Ukrainy, Były cztery wystawy zbiorowe.

- Teraz prezentowana jest pańska ekspozycja pt. "Obiekty". A potem?
- Kolejka jest duża, a miejsca zaklepane już na przyszły rok. Po 20 września zaprezentuje się Radosław Musiałowski z ASP w Poznaniu, następnie Anna Tyczyńska, Katarzyna Szeszycka.
I tak zamknie się ten rok. Zaś w nowym będzie m.in. dwóch Belgów, Yannick Frank i Daniel Leinad.

- Życzę sukcesów i dziękuję.

EUGENIUSZ KURZAWA

fot. Tomasz Gawałkiewicz

 

E-mail: teren@gazetalubuska.pl Tel.0 68 324 88 54 powrót