- Rzadko się zdarza, żeby na zaproszeniach wymieniano z nazwisk osoby
mające pojawić się
z prezentami...
- W końcu to pięciolecie galerii. A prezentów przyniesiono tyle, że myślimy
nawet o zrobieniu z nich specjalnej ekspozycji. Niektóre okazały się praktyczne,
jak kieliszki, które przydadzą się na wernisaże lub krzesła, zaś inne
artystyczne, np. Piotra Muszalskiego z ASP w Poznaniu, który przygotował
rysunki krzesła.
- Galeria to zabytkowa, acz ciasna wieża bramna z 1627 r., zwana w
mieście basztą. Jak tylu gości pomieściło się w historycznym obiekcie?
- Ustawiliśmy przed wejściem namiot, w którym odbywał się poczęstunek
i gdzie toczyły się rozmowy.
- Nie marzy pan o większej sali wystawowej? Przecież w Baszcie zawsze
jest ścisk.
- Uważam, iż powierzchnia galerii jest odpowiednia, zaś układ piętrowy
daje wystawiającym się różne możliwości. A te 60 osób na wernisażu zawsze
się jakoś pomieści. Gdyby sala była zbyt wielka, mogłyby z kolei być kłopoty
z wypełnieniem jej, a w końcu Zbąszyń nie jest metropolią.
- No właśnie, nie jest metropolią, wobec tego czy artyści nie odbierają
zaproszeń do pokazania się tutaj jako ściągania ich na prowincję?
- Nie ma takiego myślenia. Obserwuję, iż nawet uznani plastycy traktują
wystawę u nas jako ważne doświadczenie. Tego, co przeżyją w małym mieście,
nie doznają w wielkich ośrodkach. Tam na wystawy przychodzi głównie tzw.
środowisko. Czyli rzecz dzieje się we własnym, plastycznym, sosie. Tu
jest bezpośredni kontakt z odbiorcami. I to jest najcenniejsze.
- A więc galeria Baszta w ciągu pięciu lat stała się znaczącą placówką
artystyczną.
Jak i skąd pan ściąga twórców na wystawy?
- Wielu z nich to moi znajomi z czasów studiów w Łodzi lub Toruniu. Kolejnych
plastyków poznaję dzięki festiwalowi Experyment, na który przyjeżdżają
osoby nie tylko z kraju, ale i z różnych kontynentów. Ponadto jest bardzo
dobra metoda "łańcuszka"; ludzie przekazują sobie wiadomość, iż w małym
Zbąszyniu istnieje taka placówka... Zdecydowana większość plastyków to
wykładowcy polskich Akademii Sztuk Pięknych.
- Którego z twórców goszczących w Baszcie ceni pan najbardziej?
- Oj, nie chciałbym prowadzić takiej weryfikacji. Każda wystawa była ciekawa
i charakterystyczna. Każdy gość inaczej wykorzystywał przestrzeń galerii.
Przez pięć lat gościło aż 40 plastyków z Polski, ponadto Turcji, Meksyku,
Ukrainy, Były cztery wystawy zbiorowe.
- Teraz prezentowana jest pańska ekspozycja pt. "Obiekty". A potem?
- Kolejka jest duża, a miejsca zaklepane już na przyszły rok. Po 20 września
zaprezentuje się Radosław Musiałowski z ASP w Poznaniu, następnie Anna
Tyczyńska, Katarzyna Szeszycka.
I tak zamknie się ten rok. Zaś w nowym będzie m.in. dwóch Belgów, Yannick
Frank i Daniel Leinad.
- Życzę sukcesów i dziękuję.
EUGENIUSZ KURZAWA
fot. Tomasz Gawałkiewicz
|