Recenzje

 
 

 

Tadeusz Budrewicz

Samotnienie poety w Kurzawie

Samotność człowieka, zwłaszcza zaś samotność poety, ma w literaturze wiele zapisanych kart. Uzmysłowienie sobie swojej samotności nieodmiennie towarzyszy staremu konfliktowi poety i świata. Poczucie obcości ma jednak różne zaplecze filozoficzne. Może wynikać z pogardy dla świata albo dla siebie. Może prowadzić do buntu, do postawy wieszcza lub do rozpaczy. Znamy to z literatury romantycznej i modernistycznej. A może też kierować ku refleksjom stoickim, świadomym naturalnych nieuchronności i ograniczeń w żywocie ludzkim - faktów i stanów, na które wpływu nie mamy i nigdy mieć nie będziemy.
Tomik wierszy Eugeniusza Kurzawy pt. "Samotnieję" wpisuje się w problematykę dla literatury podstawową. Jest to nurt filozofujący, przynajmniej w intencjach autora. Czytelnik ma wszakże prawo dociekać: czy i o ile utwory Kurzawy odkrywają przed nim nowe prawdy o człowieku i świecie, czy są to problemy, czy pseudoproblemy filozoficzne? Jest to na pewno liryka dyskursywna, ale czy tym samym filozoficzna? Poezja Bolesława Leśmiana z całą pewnością jest filozoficzna, lecz nie dyskursywna. Możliwa też jest sytuacja odwrotna i z taką chyba mamy tu do czynienia.
Kurzawa szuka filozofii, która by pogodziła jego prywatne smutki i miłości z porządkiem kosmosu. "Wiersz wypisuję/ z życia w sobie" powiada, lecz potem widzi prawidłowości natury:
"między dniem a dnem/ wycieka rdzawy potok/ krzepnie/ blaknie/ kruszy się". Dwoiste jest źródło jego natchnień. Niech nas nie zwiedzie akcentowanie wciąż "ja", "siebie". One są punktem wyjścia do refleksji ogólniejszych - do znalezienia prawd, które pozwolą harmonijnie związać upływający czas swojego własnego życia ("miłość zupełnie inna", śmierć bliskich, odjazdy z krainy dzieciństwa) z porządkiem przemijania. Obserwowaniu i zapisywaniu siebie towarzyszy lektura filozofów.
Dwoiste są też korzenie tych lektur. Obok poszukiwań i wyborów świadomych (mistyk Swedenborg) mamy ślady studiów, które prowadzi każdy humanista. Świadczy o tym słownictwo: "struktura", "mity", "surrealizm", "schiozofreniczny zabieg", "spójność". To słowa z różnych systemów filozoficznych, lecz jedno mają wspólne - wszystkie ubezwłasnowolniają aktywność człowieka; we wszystkich podlega ona prawom takim, jak np. język i praw tych nie zmieni. Autor o tym wie z lektur, chce to jeszcze z r o z u m i e ć, a rozumieć coś to godzić się na to. I dlatego zapisuje swoje refleksje, powodowane wypadkami z własnego życia. Tak się zamyka koło pod hasłem: żyć i filozofować.
Jest to poezja dyskursywna. Rzadko tu można spotkać oryginalną metaforę, budowanie mikroświata z nowego ułożenia słów, uboga jest skala wzruszeń estetycznych. Mamy za to obsesję czasu, przemijania pokazaną w języku pojęć - nie obrazów, "rozpadam się w pęknięciach/ czasu", "czas układa piramidy/ absurdu", "wyobraźnia i inteligencja"- takie słownictwo nie nazywa tego, co się widzi i czuje. To sfera abstrakcji, myślenia pojęciowego. Jest to rozmowa z sobą na płaszczyźnie zapośredniczonej przez uogólnienia dokonane już przez innych. Dyskurs to odnoszenie się do cudzych poglądów.
Lecz nie daje autor systemu przekonań, jakiegoś spójnego zespołu poglądów. Filozofowania nie tworzy jeszcze filozofii. Nie mogę się zgodzić z sądem Waldemara Smaszcza, który w posłowiu stwierdził, iż poezja Kurzawy "oparta jest na bezpośrednim zapisie uczuć". Uczucia są w tym tomiku rzeczą podrzędną. W języku poetyckim autora naczelne miejsce zajmują: "czas" i "noc" (oraz synonimiczne "dno"). Takie refleksje wymagają dystansu i wobec tematu, i wobec siebie jako podmiotu poznającego. Osiąga go autor przez kondensację słów bezemocjonalnych oraz kreację "ja mówiącego" jako stereotypu poety.
Kurzawa nie pisze o samotności lecz o samotnieniu, o rozwijaniu się w czasie poczucia odosobnienia. Wobec ulotności uczuć ("więc czasem żyję/ kocham góry"), odchodzenia ludzi w śmierć (Tren 1981) itp realność świata i własnego istnienia jest podejrzana. Poeta nie umie znaleźć adresata swych wierszy (str. 6), toteż chce jakkolwiek utrwalić ślady swego życia, uczuć i myślenia (s. 16, 22). Więc niby zgoda na przemijanie a zarazem wiara w przetrwanie śladu. Takie sprzeczności wciąż spotykamy w tych wierszach.
Świat poety Kurzawy jest pęknięty, mozaikowy, niespójny. Złomki ufnej wiary w jakiś system filozoficzny przeplatają się z bezradną negacją sensu działania. Świat - teatr, człowiek - kukła (s. 18) to widzenie ironiczne. Nie zgadza się ono z franciszkanizmem poety ("Z listu"). Autoironia (s. 5, 14) ma tu pomóc w zdefiniowaniu tej niespójności, dzięki niej jego życie wewnętrzne metaforycznie ujmuje się jako bibliotekę. "Kartki", "półki", "strony" , "notatki" - to próba przeciwstawienia się czasowi. Ale również zapisywanie siebie, a więc spojrzenie na siebie jako poetę z dystansu. To też samotnienie, jak samotnieniem jest "melodramat" zamiast prawdziwej miłości (s. l4, 15/. Samotnienie to odchodzenie, utrata czegoś lub kogoś, wyzbywanie się duchowych kierunkowskazów ("tasuję się między nimi gubię między/ nie mogę odnaleźć siebie odróżnić").
Lektura tomiku nie jest łatwa. Czasem drażni niejasność myślowa, gdy autor miesza kategorie egzystencjalne z ontologicznymi. To w sferze znaczeń. Lektura jest też trudna z racji techniki literackiej Kurzawy. Miesza on różne sposoby budowania ekspresji poetyckiej. Obok fragmentów spozaizowanych (np. "Komunikat") pojawia się personifikowanie rzeczy i natury (motyw gór, pociągu). Z rzadka sięga autor po tropy stylistyczne, które wyglądają dość ascetycznie, a słownictwo, będące ich budulcem, jest powszednie i banalne. Powszedniość ta to chyba programowe założenie Kurzawy, chcącego dopasować sformułowania tak codzienne, że się już ich sensu nie dostrzega, do własnych, przemijalnych (więc nieodwracalnych) doświadczeń. W tym celu rozbija stereotypy językowe, "kukła o twarzy znajomej porusza się niezgrabnie potrąca słowa gdy pociągam za sznurki".
Ten cytat charakteryzuje zasadę języka poetyckiego Kurzawy. To uchwytywanie znaczeń przez powtarzanie wyrazu w różnych kontekstach lub zestawianie synonimów. Toporna fraza ukazuje w ten sposób wysiłek utrwalenia jednego sensu. Popatrzmy: "jak niechciane życie któż go ma za dużo życie niechciane", "tutaj się między nimi gubię między/ nie mogę odnaleźć siebie odróżnić/ i odnaleźć", "zostałaś /jednak zostałaś tu bezwiednie/ mimowolnie".
Rozbijanie stereotypów to również defektowanie utartych struktur frazeologicznych ("mam się w ręku" - por. mieć coś, kogoś w ręku, "innych/ możliwości nie pamiętam" - por. innych grzechów...). Mamy też rozpisywanie na wersy stylu urzędowego. Takim zabiegom patronuje tzw. poezja lingwistyczna, choć nie ona jest dla autora literacką matką.
Waldemar Smaszcz w posłowiu próbuje określić poezję Kurzawy na tle Nowej Fali i Nowej Prywatności. Te - tak różne nurty - mają wspólną podstawę, mianowicie nieakceptowanie rzeczywistości, jaka jest. Z nieakceptacji wynika albo społeczny bunt, albo ucieczka w prywatne życie. To niepokój moralny każe poetom wybierać którąś z dróg. Kurzawa niby ucieka w samotność, lecz poetyką zbliża się do Nowej Fali. Widać to zwłaszcza w budowie wersów, które często urywają się nieoczekiwanie. Spodziewana część znanego frazeologizmu przeniesiona jest do wersu następnego. W ten sposób jego sens nabiera nieoczekiwanych, nieraz ironicznych znaczeń. To ulubiony zabieg nowofalowców, zresztą podobne przerzutnie w wierszu wolnym znamy i z twórczości żagarystów.
Podobny chwyt stosuje autor wewnątrz wersów. Np. wers "poza protokołem wątpliwości od paru lat" można odczytać, jako "poza protokołem (bo wcześniej wiersz naśladował styl protokołu)... i dalej od nowego zdania; można też odnaleźć tu frazę "protokół wątpliwości" (znamy wszak zwrot dyplomatyczny "protokół rozbieżności"). Temu zgęszczeniu znaczeń sprzyja brak interpunkcji. Ale tu znów mamy sprzeczność. Kurzawa albo rezygnuje z interpunkcji, albo ufa, iż uniesie ona emocje, jakich nie wyrazi słowo. Np. w wierszu "Tren 1981" mamy taki wers: "ciebie zastąpić nikt nie --- ---?". Znamy takie praktyki. Emil Zegadłowicz czy Jan Nepomucen Miller starali się stworzyć specjalną "poezję przestankowania", która by wypowiadała niewerbalizowane emocje, nagłe, jednokrotne doznania.
Podstawą tych zabiegów była ekspresja. Tymczasem u Kurzawy można spotkać znacznie częstsze niż w statystycznych próbach współczesnej poezji zdania nawiasowe i dwukropki. Jest to zabieg wyraźnie intelektualizujący wypowiedź. Tak się w technice literackiej zapisują dylematy myśli. Znany z "Ferdydurke" profesor Pimko na pewno by nie powiedział, że w poezji Kurzawy "mieszka nieśmiertelne piękno, które zachwyt wzbudza". Tytułowy czasownik "samotnieję" jest neologizmem. Zdaje się to zapowiadać twórczy stosunek do języka. Lecz siła kreatywna poety wyczerpuje się na poziomie słownictwa, ściślej: Kurzawa nie ufa fleksji, więc układa obok siebie serie słów identycznych gramatycznie. Dzięki temu zmusza odbiorcę do ponownego "rozgryzania" wersu, do rozpatrzenia kilku możliwości odczytania. Dla tematyki, którą porusza, jest to zabieg szczęśliwy. Gorzej, że zdarzają mu się chropowatości stylistyczne, świadczące o lekceważeniu gramatyki wypowiedzi "wcześniej ustalony/ przeze mnie i proroków/ więc przyjm biały opłatek papieru" nie polecam żadnemu uczniowi do naś1adowania.
Nie podobają mi się te wiersze. Pewnie wynika to z innych kanonów estetycznych. Ale warto przeczytać "Samotnieję" i zastanowić się nad oryginalną graficzną interpretacją tych wierszowanych fragmentów (motyw węzłowatego sznura). Warto i dlatego, aby w sobie samym dostrzec owo samotnienie. Bo każdy ma "poetę w sobie".

 

Tadeusz Budrewicz

 

Eugeniusz Kurzawa, "Samotnieję", Suwalskie Towarzystwo Kultury, Suwałki 1986

 

Eugeniusz Kurzawa

 
Strona autorska
Bibliografia
Recenzje
Wydane ostatnio tomiki
Wiersze
Linki
 
Kontakt

copyright © 2003 - 2011 Eugeniusz Kurzawa
Design: JH