Okupacja Zbąszynia

Materiały żródłowe - Franciszek Zierke
Historia ogólna Zbąszynia Pogrom Żydów ( Fotografie )
Do końca XV stulecia Okupacja hitlerowska ( 1939 - 1945 )
Czasy nowożytne ( XVI w. - 1793 r. ) Wysadzanie lodu na jeziorze ( 25. 01. 1945 )
Procesy czarownic w Zbąszyniu Siedem wieków parafii
Walka dzieci polskich z pruską szkołą Kasztelania i kasztelanowie
W Powstaniu Wielkopolskim ( 1918 - 1919 ) Lista burmistrzów Zbąszynia
W niepodległej Polsce ( 1920 - 1939 ) Lata od 1970 - 1981
Deportacja żydów ze wschodu 28. 10. 1938 r. - relacja  

Prowokacyjne żądania przyłączenia Gdańska do Rzeszy, eksterytorialnej drogi do Prus wschodnich spowodowały przeprowadzenie 23. 03. 1939 r. tajnej mobilizacji alarmowej, dzięki której wzmocniono garnizony wojskowe. Wzmocniono również Straż Graniczną w Zbąszyniu. Miejscowy komisariat otrzymał 13. 04. 1939 r. pluton rezerwistów składający się z okolicznych mieszkańców. Należeli do niego miądzy innymi :
Leon Jankowiak, Jan Kołata, Władysław Nowak. 24. 07. 1939 r. Zbąszyniacy zostali zastąpieni przez rezerwistów z okolic Koła.

Zaczęły się incydenty graniczne. Został między innymi porwany przez niemiecką służbę graniczną polski kolejarz, pełniący służbę drożnika w pobliżu granicy. Niemcy ze Strzyżewa, Przychodzka i Prądówki opuszczali swe domostwa i uciekali do Rzeszy. Zaczęła się powolna ewakuacja miasta.

Od 25. 08. 1939 r. Niemcy przerwały komunikację międzynarodową. Dopiero na wyraźną interwencję ze strony Polski zwrócono część wagonów i pozwolono podróżnym wrócić do kraju.

Celem lepszego rozeznania sytuacji po stronie polskiej, Niemcy przerzucili w nocy z 29 / 30 sierpnia miejscowych uciekinierów, aby ci stwierdzili, gdzie znajdują się polskie oddziały ( relacja Niemca ze Strzyżewa, Otto Miepsa ). Ostatnią noc pokoju wyruszył jeszcze ku granicy nasz patrol. Z ciszy po stronie niemieckiej wróżono pokój. Nie spostrzegli uczestnicy patrolu, żw Niemcy okopali się już po stronie polskiej. Gdy nadszedł ranek 1. 09. 1939 r. o godzinie 4.45 zacząli ostrzeliwać Zbąszyń już z terenu Polski.

Na odcinku zbąszyńskim działał 122 pułk graniczny, a w drugim rzucie szedł pułk Landwehry. Na szczęście okolice zalegały gęstą mgłą, wiąc strzały były niecelne. Co przeciwstawili im Polacy.

Straż Graniczna liczyła 20 osób i 60 rezerwistów. Prócz tego było 20 policjantów ( relacja Józefa Andrusiowa, który w 1939 r. pełnił obowiązki st. przodownika Straży Granicznej w Zbaszyniu ). Zadaniem tej grupy było opóźnianie marszu Niemców. Ze stacji kolejowej zaczęto wypuszczać wszystkie pociągi i nawet ten, który właśnie wrócił z Międzychodu, gdyż został ostrzelany w Trzcielu.

Zaraz też zaczęto wysadzać mosty. Niestety nie udało się wysadzić mostu kolejowego na Obrze. Podczas obrony stacji kolejowej zginął policjant Ludwik Gondek. Na odgłos strzyłów ludność polska wycofała się za Obrę. W zachodniej części miasta zostali nieliczni.

Na wiadomość o rozpoczęciu działań wojennych Sztab 14 DP wysłał w kierunku Zbąszynia zwiad rowerowy 57 pp, pod dowództwem por. Władysława Polaszka, w którym brał równierz udział zbąszyniak kpr. Stanisław Stefański. Zwiad ten zbliżał się z kierunku Chrośnicy ubezpieczony dwoma patrolami. Doszło do potyczki, w wyniku której wziętodo niewoli dwóch Niemców. Byli to pierwsi jeńcy wojenni.

W międzyczasie zwiad został wzmocniony plutonem czołgów rozpoznawczych. Patrole doszły do wysadzonych mostów,
a następnie S. Stefański, jako znający teren, dokonał penetracji aż do dworca, gdzie stwierdził okopywanie sią nieprzyjaciela. Pod wieczór wojsko niemieckie wycofało się do dworca. Drugiego dnia okolice Zbąszynia w dalszym ciągu kontroluje por. Polaszek. Niemcy zwlekali z natarciem.
3 września, po po powrocie zbąszyńskiego zwiadu do jednostki i wycofaniu się Armii Poznań, odważyli się iść do ataku.
Tego dnia wszyscy mieszkańcy zachodniej części miasta, tak Polacy i Niemcy, zostali ewakuowani do Rzeszy. Po oddzieleniu Niemców, Polacy wywiezieni zostali do obszaru Drossen ( Oleśno Lubuskie ). Następnym miejscem postoju było Kunau ( Konin Żagański ), później Friedland ( Korfantów ). Powrót nastąpił grupami w połowie października 1939 r. ( Na podstawie zapisu pamiętnikarskiego tych wydarzeń, który prowadziła mieszkanka Zbąszynia Stefania Szefer. )

W połowie września pozwolono wrócić zbąszyniakom do zachodniej części miasta. Sam powrót z ucieczki odbywał się z szykanami. Przy drogach stali Niemcy i wyławiali tych Polaków, którzy się im narazili. Przechodzących przez miasto witały czerwone afisze informujące o najeździe i o skazaniu na śmierć zbąszyniaka Józefa Nitschke. Równocześnie zaczęły ukazywać się pierwsze zarządzenia o obowiązku meldowania się w komendanturze miasta, zdejmowania czapek przed umundurowanymi Niemcami, meldowania się w dawnym zakładzie pracy, zdawania mundurów i oznak polskich organizacji, zgłaszania się w Urzędzie Pracy( Arbeitsamt ).

To był początek. Zaczęły pojawiać sią nowe pojęcia: żandarmeria, lager, gestapo, SS-mann, SA-mann, i najgroźniejsze - obóz koncentracyjny. Niedługo tzreba było czekać na owoce nowego porządku. Jako pierwszy jego skutki odczuł Franciszek Brumma ze Strzyżewa. Rodzina otrzymała wiadomośćś o śmierci i przesyłce z prochami. Wówczas jeszcze okupanci je przesyłali.

Zaczęto usuwać wszelkie oznaki polskości. Zbąszyń nazywał się bentschen. Zmieniono polskie nazwy ulic na niemieckie. Zlikwidowano wszelkie inne napisy w języku polskim. Zburzono pomniki. Zabrano książki z polskich bibliotek.
Chcąc mieć dokładną ewidencję wszystkich Polaków, Niemcy w połowie października zarządzili przymusowe wypełnianie " Zgłoszenie celem policyjnego stwierdzenia ludności "( tzw. Fingerabdruck ) i to w dwóch egzemplarzach. Jeden służył w początkowym okresie za dowód osobisty.

7 grudnia 1939 r. w nocy wyrzucono około 160 rodzin ze Zbąszynia i okolicy ( Relacje Ambrożego Bocha, Franciszka Boka, Stanisława Lutomskiego ze Zbąszynia ).
Według sporządzonej przez miejscowych Niemców listy, usunięto z mieszkań w godzinach nocnych tych, którzy z racji swego stanowiska, wykształcenia, patriotycznego nastawienia, byli niewygodni i musieli wyjechać do tzw. Generalnej Guberni.

Warto zacytować nakaz opuszczenia w tłumaczeniu:

" Jest Pan zobowiązany z całą rodziną w ciągu dwóch godzin opróżnić mieszkanie. Punktualnie o 9-tej godz. ma Pan z rodziną znajdować się na dworcu w Zbąszyniu. Może zabrać 200 zł lub 100 marek na osobę, jedną walizkę z bielizną osobistą i ciepłym ubraniem. Nie wolno zabierać pierzyn. Złoto, srebro i rzeczy wartościowe, jak też książeczki oszczędnościowe i papiery wartościowe muszą pozostać w mieszkaniu. Szafy i sprzęt zymykany musi pozostać otwarty, a klucze pozostawione w mieszkaniu. Winny być zamknięte okna i kurki gazowe. Należy zabrać wyżywienie na 10 dni. Doręczone formularze należy wypełnić sumiennie i oddać.
To wezwanie należy wykonać bezwzględnie i punktualnie. Wszelkie przeciwdziałania temu będą jak najsurowiej karane "

Dokument opatrzony jest okrągłą pieczęcią z orłem hitlerowskim.
( Dokument znajduje się w zbiorach Muzeum Regionalnego w Zbąszyniu. )

Po spakowaniu, około godz. 7-mej maszerowały te rodziny do dworca, otoczone przez miejscowych młodych Niemców, z których wielu miało w ręku zwykłe sękate kije. Częste były wypadki, że nie dawano tych 2 godz. na spakowanie. W najgorszej sytuacji znajdowały się rodziny mające małe dzieci.
Wszystkich przywieziono do punktu zbornego do Młyniewa pod Grodziskiem Wlkp., a następnie do Generalnej Guberni. Ta akcja w zupełności odseparowała Polaków od Niemców. Od tego momentu w każdym polskim mieszkaniu znaleźć można było plecak, w którym spakowane były najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkanie zwolnione przez Polaków zostały zajęte przez Niemców ściąganych tu z zachodu i wschodu.

Innego rodzaju uciemiężeniem był przymus pracy, który rygorystycznie był przestrzegany w stosunku do Polaków od 1.04.1940 r.Lubowano się w tym. że młodzież, zwłaszcza szkolną, przekazywać do pracy do niemieckich gospodarzy. Według norm hitlerowskich Polak pracujący u Niemca nie mógł jeść przy tym samym stole co Niemiec. Spać musiał w jakiejś komórce i zobowiązany był do bezwzględnego posłuszeństwa. W miejsce werbowanych do wojska Niemców wysyłano do pracy Polaków. Stwarzano wokół nich atmosferę uprzedzeń i pogardy.Trudno powiedzieć, jaka liczba Polaków została wywieziona do Rzeszy. Szacuje się, że powyżej pięciuset.

Kościół

1.09.1939 r. w Zbąszyniu był ks. Leon Rogalewski. Na odgłos strzałów udał się w kierunku Grodziska, a wrócił ok. 20.09., gdy można było już wejść Polakom do zachodniej części miasta i tym samym do kościoła. Po pewnym czasie wrócił też ks. proboszcz Jan Ściesinski.
Niemcy jednak nie pozwalali na pracę kościoła. Zaczęły się ograniczenia i szykany. Często księża byli zabierani jako zakładnicy. Gdy nastąpiła zmiana garnizonu, musieli dla bezpieczeństwa odprowadzić oddziały wojskowe do Dąbrówki Wlkp.. Równocześniedochodziły wieści o aresztowaniach duchownych.
Do Generalnej Guberni został wywieziony proboszcz, a 14.02.1940 został aresztowany i wywieziony do Lublina ks. Rogalewski. Po pewnym czasie został zwolniony, gdyż większość współwięźniów wywieziomo do obozów koncentracyjnych (Gusen, Buchenwald, Dachau). Zwolnienie to nastąpiło na skutek interwencji właścicielki dworu w Łomnicy, Schopkowej u Greisera, Gauleitera Werthegau, który przyjeżdzał do niej na polowania.

W swej polityce germanizacyjnej dążyli Niemcy do ograniczania i likwidowania nabożeństw polskich. Nabożeństwa Polaków odbywały się przy przepełnionej świątyni, a niemieckie świeciły pustkami.
Udział w nabożeństwie był uzewnętrznieniem swej polskości. W 1941 r, władze niemieckie zezwoliły na jedną mszę noworoczną i sugerowały, by była w języku niemieckim. Uzgodniono, by do podniesienia była po niemiecku a potem po polsku. Nie wszyscy Polacy byli o tym poinformowani. Większość sądziła, że to już koniec z polskimi nabożeństwami. Gdy jednak po podniesieniu organista zaintonował kolędę "Bóg się rodzi", to była ona odśpiewana z taka siłą i z oddaniem, że mury się trzęsły. Nastąpiło wyładowanie tłumionej wolności i polskości. Naturalnie ksiądz musiał się tłumaczyć, bo żandarmeria uważała to za manifestację.

Następowały dalsze utrudnienia - łapanki przy wychodzeniu z kościoła, rewizje, kontrole itp. Na bramie kościoła umieszczono napis "Polnische Kirche" (Kościół polski), w odróżnieniu od kościoła ewangelickiego.
Wraz z potęgowaniem się prześladowań Polaków następowało ograniczanie pracy kościoła.
7. 10. 1941 r. Gestapo przyjechało ponownie aresztować ks. Rogalewskiego. Nie mając na sobie sutanny został niepostrzeżony i udało mu się ujść. Przeczekał w ukryciu pewien czas, a potem dzięki spreparowanym dokumentom wyjechał do Generalnej Guberni.

Z grupy 123 aresztowanych w tym czasie w regencji poznańskiej księży wywieziono do Dachau 118.
Po tym czasie krótko odbywały się jeszcze w niedziele nabożeństwa prowadzone przez organistę Lisiewicza
i ostatecznie kościół został zamknięty dla Polaków. Zaczęły się odprawiać nabożeństwa wyłącznie dla Niemców.
W końcowej fazie i to sią skończyło, a w kościele urządzono magazyn map wojskowych.
Podczas walk o Zbąszyń w styczniu 1945 r. przy budynku kościelnym uszkodzone zostały wieże.
Ks. Rogalewski wrócił do miasta.

Szkoła

W dążeniu do germanizacji dużą rolę odgrywała niemiecka szkoła dla Polaków. Prawie wszyscy polscy nauczyciele zostali wywiezieni do Generalnej Guberni lub znajdowali się w obozach jenieckich. Dzieci polskie zobowiązane zostały w 1941 r. do uczęszczania do szkoly niemieckiej w Przyprostyni. Nauczycielami byli okoliczni Niemcy, którym przewodniczył Otto Luck. Większość z nich nie miała wykształecnia pedagogicznego. Uznawali metodę kija. Na terenie szkoły nie było wolno mówić po polsku. Nauczano tylko podstawowych rzeczy: języka niemieckiego, prostych rachunków, a przede wszystkim bezwzględnego posłuszeństwa wobec Niemców. Był to pewnego rodzaju rezerwuar siły roboczej. Przyzwyczajano do tego i często zamiast się uczyć, wykonywano jakieś prace. Do lżejszych zajęć należało wybieranie z gniazd młodych wron. Były one przeznaczone dla szpitali. Gotowano z nich rosoły z "gołąbków". Gdy chłopiec lub dziewczyna zostali uznani za zdolnych do pracy, wkraczał Urząd (Arbeitsamt) i przysyłał pismo, które w tłumaczeniu brzmiało:

" W porozumieniu ze Starostwem zarządzamy zwolnienie ze szkoły dziecka polskiego................
i przekazujemy do pracy na roli do ..................................
w miejscowości................................................ Urząd Pracy w Nowym Tomyślu".

Na uznanie zasługują polscy nauczyciele, którzy odważyli sią uczyć dzieci języka polskiego.
Należą do nich Antoni Janiszewski, Janina Meyzowa i Stefania Kutznerowa.

Obóz żydowski

Mieścił się w gmachu Urządu Ruchu. Przebywało tam ok. 120 Polaków pochodzenia żydowskiego. Pracowali w Zbąszynku na kolei. Warunki pracy mieli ciężkie, a wyrunki życia jeszcze trudniejsze. W czasie istnienia obozu zmarło 39 osób a 7 więźniów zostało powieszonych. Nie odstraszało to jednak innych do szukania pomocy wśród ludności polskiej. Zbąszyniacy za podawanie żywności odsiadywali kary w miejscowym więzieniu. Z czasem obóz przeniesiono do baraków na teren kolejpwy, na tzw. Maderę. Przy końcu 1944 r. nastąpiła likwidacja obozu i przeniesienie go do Rzeszy.

Relacje żydowskich mieszkańców Zbąszynia

Wpółżycie między oryginalnymi mieszkańcami Zbąszynia a deportowaną ludnością żydowską,

Erna Wellner wyraża się na temat warunków w tym czasie:

>> Mój brat Jupp pracował na poczcie w Zbąszyniu. Czerwony Krzyż otwarł kuchnię. Tam można było dostać jedzenie, jak również ubrania. Otrzymaliśmy nawet masło, nie margarynę, masło! Na to nie mogliśmy pozwolić sobie nawet w Hamburgu. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się z nieżydowską ludnością w Zbąszyniu, z Polakami. Siedzieliśmy przy ich piecach, grzaliśmy się i gotowaliśmy u nich. Nie wiem, czy nas nienawidzili <<

źródło:http://www.fasena.de/d/hamburg/28101938b.htm


Wysiedlanie Polaków i opozycja

Utworzenie frontu wschodniego i obawa bombardowania lotniczego spowodowały przeniesienie do Zbąszynia magazynów sprzętu wojskowego, w których pracowało wielu mieszkańców miasta. Między Nądnią a Nową Wsią zbudowano komfortowy obóz dla Niemców, przesiedleńców ze wschodu. Byli oni osiedlani na polskich gospodarstwach, z których uprzednio wyrzucano Polaków. Polacy solidaryzowali się i dokumentowali swoją polskość. Już w 1940 r. założono pierwszą komórkę tajnej organizacji "Ojczyzna". Członkowie jej, po początkowej pracy o charakterze informacyjnym, przeszli do konkretnej pracy polityczno wojskowej. Ważnym momentem była kontrola i rejestracja transportów kolejowych, pomoc uciekinierom z obozów i umożliwienie dostania się do Generalnej Guberni.
Inn sprawa to nasłuch radiowy, przekazywanie wiadomości i kolportaż gazetek. Udział w tej organizacji przypłacił życiem Ignacy Rzepa. Aresztowany w Poznaniu, tam został osądzony i zgilotynowany. W śledztwie nie wydał nikogo i w ten sposób uratował życie innym. Istniała na miejscu również młodzieżowa organizacja pod nazwą "Piki". Jej celem było samokształcenie.

Minęła niemiecka euforia zwycięstw

Pierwszym wyraźnym wstrząsem był Stalingrad. Coraz częściej widziano przepełnione transporty pociągów sanitarnych
i wracających do Rzeszy rannych. Zachowanie Niemców zaczęło się zmieniać. Chcąc przyciągnąć do siebie Polaków utworzyli:" Verband die Leistunspole" (Organizacja aktywnych Polaków). Akcja ta była porażką na naszych terenach. Choć przynależność dawała wyższe zarobki i większe przydziały żywności, bardzo dużo osób nie podpisywało tej listy. Niemcy na swoich "planowanych" wycofywaniach zatrzymali się na Wiśle.
Niemcy zaczęli myśleć o obronie terenów. Ze Zbąszynia i okolicy zaczęto zabierać Polaków do budowania umocnień. Był to jeszcze jeden sposób udręczeń, bo zakwaterowanie było prymitywne, wyżywienie niewystarczające, praca ciężka, a do tego nadchodziła zima. Wielu zniszczyło tam swoje zdrowie.

Z chwilą ruszenia zimowej ofensywy zaczęła się rwać niemiecka, żelazna organizacja. Miejscowi Niemcy stracili orientację, gdy zobaczyli uciekających swych rodaków z zagrożonych terenów. Pierwsi byli spod Łodzi , za nimi ciągneli nieprzerwanym potokiem ci z bliższych terenów. Drugim nurtem obok szos była kolej. Większość pociągów ewakuacyjnych dojeżdżała do Zbąszynia i wracała po następnych. Widoki te sparaliżowały miejscowych Niemców.

20. 01. 1945 r. przyszedł rozkaz ewakuacji ze Zbąszynia niemieckiej ludności cywilnej. Pozostało tylko wojsko niemieckie
i Polacy. Front zbliżał sią z olbrzymią szybkością. Niepewność losu przerwało zarządzenie z 25. 01. 1945 r. o stawieniu się Polaków pod karą w dniu następnym na tafli zamarzniętego jeziora z siekierami, łomami, łopatami.
Podobny rozkaz wydano w Nądni, gdzie zgromadzono tylko mężczyzn.
Nakazano rąbać lód, by w ten sposób stworzyć zaporę przeciwczołgową. Jak długo nadzorowali ich żołnierze niemieccy, wśród których było dużo ślązaków, czuli się względnie pewni. W pewnym momencie od strony Nowej Wsi dały się słyszeć strzały altyleryjskie i karabinowe. Wśród Niemców zapanowała panika i zaczęli się wycofywać. Na to Polacy zaczęli uciekać w kierunku parku do swoich domów.

Następnego dnia 27. 01. 1945 r. we wczesnych godzinach rannych pierwsi żołnierze i pierwsze czołgi radzieckie znalazły się we wschodniej części miasta. Były to oddziały 1 Armii Pancernej Gwardii pod dowództwem gen. Michała Katukowa i 69 Armii Ogólnowojskowej pod dowództwem gen. Włodzimierza Kołpaczki.
Rzeka, rozbudowany system obronny i zdecydowana postawa Niemców nie pozwoliły z marszu zdobyć całego miasta. Dopiero trzeciego dnia, dzięki zbudowaniu między torem poznańskim i międzychodzkim mostu przez Obrę, udało się sforsować niemiecką obronę. Żołnierze niemieccy, którzy bronili się w mieście, musieli przebijać się, wielu dostało się do niewoli lub zginęlo.

Radość wolności przytłumiła szokująca wiadomość. W ramach zarządzonej ewakuacji obozu w Żabikowie, więźniowie prowadzeni byli drogami na zachód. Po noclegu w Łomnicy 24. 01. 1945 r. pomaszerowali drogą polną w kierunku Trzciela. Tam w lesie zostało zamordowanych 17 więźniów.

 

strona główna
powrót