Zbąszyńska "Solidarność"

Opracowanie: Krzysztof Rzepa
Historia ogólna Zbąszynia Pogrom Żydów ( Fotografie )
Do końca XV stulecia Okupacja hitlerowska ( 1939 - 1945 )
Czasy nowożytne ( XVI w. - 1793 r. ) Wysadzanie lodu na jeziorze ( 25. 01. 1945 )
Procesy czarownic w Zbąszyniu Siedem wieków parafii
Walka dzieci polskich z pruską szkołą Kasztelania i kasztelanowie
W Powstaniu Wielkopolskim ( 1918 - 1919 ) Lista burmistrzów Zbąszynia
W niepodległej Polsce ( 1920 - 1939 ) Lata od 1970 - 1981
Deportacja żydów ze wschodu 28. 10. 1938 r. - relacja  

 

Krwawo stłumiony bunt poznańskich robotników w czerwcu 1956r. przyczynił się do objęcia władzy przez Władysława Gomułkę. W grudniu 1970r. kolejny protest robotniczy, tym razem na Wybrzeżu - doprowadził do jego odsunięcia. I ten protest został brutalnie zdławiony. Wyniósł on na szczyty władzy Edwarda Gierka. Początek lat 70-tych przyniósł nadzieję na poprawę sytuacji ekonomicznej. Rozbudzone zostały oczekiwania natury ekonomicznej, poszerzono również margines wolności, który umożliwił powszechne podróżowanie za granicę. Wyjazd do NRD nie stanowił już większego problemu. Zdecydowanie łatwiej niż wcześniej można też było przekroczyć "żelazną kurtynę" i udać się na Zachód. Jeszcze pierwsze lata mogły napawać optymizmem. Niewielu zdawało sobie sprawę, że poprawa sytuacji ekonomicznej oparta została na kruchych podstawach. Zaciągnięte na Zachodzie kredyty, które miały zmodernizować polską gospodarkę albo ugrzęzły w jej nieefektywnych trybach, albo zostały po prostu skonsumowane. Podjęta przez władze w 1976r. próba administracyjnego rozwiązania narastających problemów (sprowadzała się ona do podniesienia cen deficytowych produktów), spotkała się ze społecznymi protestami. W ich obliczu rząd ustąpił.
Na rynku było coraz więcej pieniędzy i coraz mniej towarów. Choć już w połowie lat siedemdziesiątych pojawiły się pierwsze problemy, których doświadczyć mogli mieszkańcy mniejszych miast, którzy mieli coraz większe kłopoty z nabyciem podstawowych produktów, to jednak nic nie wróżyło jeszcze zapaści, która niebawem miała nadejść. Nim to nastąpiło, mieszkańcy Zbąszynia przeżyli pierwszy szok. Pozbawił on ich złudzeń co do zmian, które przed kilku laty miały nastąpić. Jesienią 1974r. po interwencji milicji, w niewyjaśnionych okolicznościach śmierć poniósł młody mieszkaniec miasta Eugeniusz Szulczyk. Dość powszechnie winę przypisano jednemu z miejscowych funkcjonariuszy MO. Jednak proces, który mu wytoczono, zakończył się jego uniewinnieniem. Przeniesienie go do innej miejscowości odebrane mogło zostać jako przyznanie racji tym, którzy takie oskarżenia formułowali. To wydarzenie uzmysłowiło tylko niektórym, że deklaracje władz mijają się z rzeczywistością, która w tym przypadku przybrała wymiar tragiczny. Zdecydowana większość miała nadzieję, że doczeka się wreszcie rezultatów obiecywanych zmian. Te jednak nie nadchodziły.
W drugiej połowie lat 70-tych sytuacja stała się jeszcze gorsza. Wtedy zaczęły się nasilać symptomy kryzysu, który w codziennym życiu ludzi przejawiał się coraz większymi problemami z kupnem podstawowych produktów. Rozbudzone na początku lat 70-tych nadzieje zderzyły się z coraz bardziej odbiegającą od nich rzeczywistością. Nie inaczej było w Zbąszyniu. To wtedy właśnie, jesienią 1978r., pewien klient tamtejszego sklepu mięsnego wysłał kartkę do jego właściciela Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska". W kpiącym stylu dał w niej wyraz swemu "podziwowi" dla szybkości i sprawności obsługi jego personelu, jak również ogromnej obfitości oferowanych przez niego produktów. Wtedy jeszcze ów przybysz z zewnątrz mógł sobie z tych dokuczliwości dworować, przedstawił się zresztą z fantazją jako "turysta z ZSRR", ale wkrótce sytuacja aprowizacyjna w mieście do takich żartów już raczej nie mogła nastrajać. Zwłaszcza zaś jego mieszkańców, którzy pod koniec 1979r. mieli wielkie problemy z nabyciem masła. Jego sprzedaż ograniczono do jednej kostki na osobę, ale na niewiele ta reglamentacja się zdała, skoro wymarzony kawałek masła wystarczył jedynie dla tych szczęśliwców, którzy mieli czas i szczęście, by znaleźć się wśród klientów obsłużonych w ciągu 15 minut od otwarcia sklepu.
Wtedy też odarci ze złudzeń zostali ci, którzy mieli nadzieję, że państwo "da im mieszkanie". Perspektywa otrzymania upragnionych kluczy do "własnego" mieszkania, które zbudować w Zbąszyniu miała spółdzielnia mieszkaniowa "Kolejarz" ze Zbąszynka, sięgała, jak bardzo optymistycznie informował jej zarząd - na "mniej więcej 10 lat". Dla wielu młodych ludzi, którzy skuszeni zostali do pracy w miejscowych zakładach pracy i pragnęli założyć rodziny, była to perspektywa niezbyt optymistyczna. Stąd nic dziwnego, że wieści o strajkach na Lubelszczyźnie a później na Wybrzeżu, które latem 1980r. docierać zaczęły do Zbąszynia, spotkały się z takimi samymi reakcjami, jak w innych polskich miastach, których problemy mieszkańców były przecież podobne.
W pierwszej połowie sierpnia, a więc jeszcze przed strajkiem w stoczni gdańskiej, miejscowe władze sporządziły katalog wniosków i postulatów, które zostały sformułowane przez pracowników największego zbąszyńskiego zakładu pracy "Romeo". Było ich w sumie 63; dominowały wśród nich te, które były najbardziej dokuczliwe, zawierały rejestr bolączek dnia codziennego: brak było cukru - mimo że już wcześniej, jako pierwszy ten właśnie artykuł został objęty reglamentacją - wprowadzono tzw. bony. W sklepach brakowało także podstawowych artykułów spożywczych (obok masła - mięsa oraz wędlin, ryb, warzyw, mąki, kawy, czekolady, cukierków) oraz higienicznych i kosmetycznych (papieru toaletowego, waty, środków piorących, mydła). Wielkich problemów nastręczało nabycie bielizny czy obuwia. Kłopoty były z kupnem węgla oraz drewna. Jeżeli już coś można było kupić, to produkty te były złej jakości, stąd wśród zgłoszonych postulatów znalazły się żądania poprawy jakości pieczywa czy wędlin. Żądano więc poprawy zaopatrzenia, domagano się kontroli dystrybucji deficytowych artykułów, i takiej organizacji sprzedaży, aby towar można było kupić po powrocie z pracy, wreszcie wprowadzenia kartek.
Nie mniej bolesnym był brak mieszkań, toteż domagano się budowy bloku spółdzielczego i zakładowego, zamiany strychów na mieszkania oraz przydziału działek budowlanych. Myślano także o kwestiach, które wykraczały poza krąg kłopotów indywidualnych. Tu właśnie pojawiły się postulaty dotyczące poprawy warunków kształcenia dzieci i ochrony zdrowia, a więc budowy szkoły czy ośrodka zdrowia. Domagano się również poprawy miejskiej infrastruktury (rozbudowa gazowni, doprowadzenie gazu ziemnego, kanalizacji, poprawy oświetlenia i lepszych dróg czy chodników). Krytycznie oceniono dotychczasową politykę przestrzenną władz miejskich, które doprowadziły do zeszpecenia Zbąszynia - tak oceniono pobudowane w pobliżu plaży bloki, które winny stanąć na osiedlach. Tym samym "miasto odzyskałoby dawny urok, wczasowicze by je chętnie odwiedzali. Dlaczego zatracono urok łazienek?". Te uwagi oraz postulat, aby uczcić 750-lecie miasta, były nielicznymi argumentami, które zawierały w sobie elementy krytyczne wobec władzy, ale tylko postrzeganej z perspektywy lokalnej. Na więcej odwagi miano się zdobyć już wkrótce.
Na wiadomość o podpisaniu 31 sierpnia porozumień gdańskich, które zawierały między innymi zgodę władz na żądania ekonomiczne (podwyżki płac czy poprawę sytuacji mieszkaniowej i zaopatrzenia w podstawowe produkty) oraz politycznej (przede wszystkim powołania niezależnych związków zawodowych) zareagowano szybko. 3 września przedstawiciele zbąszyńskich zakładów pracy wystąpili ze wspólnymi postulatami pod adresem miejscowych władz, które były w zasadzie powieleniem żądań już wcześniej zgłoszonych. Teraz jednak wystąpili solidarnie. Tak jak ich koledzy z Wybrzeża domagali się poprawy sytuacji mieszkaniowej (rozpoczęcia budowy domów wielorodzinnych), kolejne postulaty dotyczyły już lokalnych bolączek. Na ich czele znalazła się budowa zbiorczej szkoły gminnej, budowa ośrodka zdrowia oraz pawilonów handlowych. Nie zapomniano o postulowaniu poprawy zaopatrzenia w mięso (domagano się też zmiany receptury wędlin), tłuszcze oraz artykuły higieniczne i w węgiel. Za niezbędne uznano też przystąpienie do radykalnej poprawy infrastruktury miejskiej a więc: gazyfikację miasta, która umożliwiłaby zaopatrywanie mieszkańców miasta w gaz ziemny, rozpoczęcie budowy sieci wodociągowej i kanalizacyjnej oraz modernizację sieci energetycznej i poprawę nawierzchni ulic w mieście. Domagano się zmian w miejskiej infrastrukturze, której nie zdołano uzdrowić przez kilkadziesiąt lat! Protestujący dali wyraz bolączkom mieszkańców miasta, które teraz dopiero można było wyartykułować. Co w tym zestawieniu uderza to brak żądań płacowych (z jednym wyjątkiem) - domagano się podwyżki płacy dla nauczycieli o 2 tysiące zł. Wtedy też również w Zbąszyniu zdano sobie sprawę, że spełnienie tych żądań będzie możliwe, gdy zostaną one poparte przez zorganizowaną społeczność. I tu wiodącą rolę w zespoleniu kontestujących przeciw absurdom ówczesnej rzeczywistości odegrał pracujący od 1978r. w miejscowej Bazie Maszyn i Sprzętu Mechanicznego PKP - pochodzący z Wrocławia - inżynier Ryszard Pitura. To on, wespół z kilkoma osobami, 5 września udał się do Gdańska, gdzie zbąszyńska grupa spotkała się z Lechem Wałęsą. Po powrocie o tym spotkaniu poinformowano znaczą część załogi Bazy, która nieco później powołała do życia pierwszą w Zbąszyniu komisję zakładową nowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność".
Po niej, z inspiracji grupy kierowanej przez R. Piturę, zawiązała się komisja w największym zbąszyńskim zakładzie pracy - "Romeo". Wkrótce komórka związkowa powstała w Banku Spółdzielczym i niebawem w mieście działało już 8 takich organizacji. Skupiły one zdecydowaną większość zatrudnionych w nich pracowników. Jak pisała Gazeta Lubuska z 23 marca 1981r.w zakładach "Romeo" do "Solidarności" nie przystąpiło jedynie dwóch pracowników! Komisja Zakładowa w Zakładzie Produkcji Leśnej "Las" w styczniu 1981r. liczyła 156 członków; organizacja związkowa w Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w kwietniu skupiała 145 członków. Utworzyły one w mieście nieformalną strukturę - Terenową Komisję NSZZ "Solidarność", która reprezentowała i wyrażała poglądy około 2 tysięcy zbąszyńskich członków Związku i w ich imieniu występowała w trakcie rozmów z władzami miasta. Tu miano rozwiązywać problemy, których w ówczesnej sytuacji rozwiązać po prostu nie można było.
Kryzys systemu socjalistycznego był coraz bardziej dotkliwy. Jak się z początkiem marca 1981r. skarżyła jedna z weteranek partyjnych: "dwa miesiące w Zbąszyniu, w którym mieszkam od 5 lat nie mogę kupić ani łyżki oleju ani mięsa, ani łyżki cukru... ostatnio nie mogę kupić zapałek. Dwa miesiące nie mogę kupić szamponu do umycia włosów, nie można kupić proszku do prania. Dwa lata nie mogę kupić ani jednej rolki papieru toaletowego".
I tak bardzo dziurawy rynek przestał funkcjonować. Miała go zastąpić znana starszym mieszkańcom z okresu wojny i lat powojennych reglamentacja. Kartki na podstawowe produkty żywnościowe, obuwie czy benzynę były wprowadzane sukcesywnie od wiosny 1981r. Odtąd przez wiele lat przestano kupować. Aby raz na miesiąc otrzymać przydziałową kostkę masła, 1 kg mąki czy cukru trzeba było przedstawić w sklepie kartkę, z której sprzedawczyni odcinała odpowiedni kupon, dopiero wtedy należało uiścić stosowną kwotę i otrzymywało się ów produkt. Mimo reglamentacji nie wszystkim udawało się zaopatrzyć w te deficytowe towary. Kartki nie zawsze gwarantowały otrzymanie przewidzianych racji, gdyż magazyny świeciły pustkami. Najbardziej doskwierał brak podstawowych produktów spożywczych. I tu z nadzieją spoglądano na rolników, którzy także pragnęli zmian. Już pod koniec 1980r. (i tu aktywnym był R. Pitura), ruch solidarnościowy zdobył poparcie wśród rolników ziemi zbąskiej. Pierwsze koło NSZZ "Solidarności" rolników indywidualnych zawiązało się 11 grudnia 1980r. w Przyprostyni, a nieco później w Nowej Wsi. To ich reprezentanci w pierwszych dniach stycznia 1981r. wzięli udział w zebraniu w Zielonej Górze, podczas którego ukonstytuował się Wojewódzki Komitet Założycielski (w tym gremium znaleźli się Andrzej Michalszczak z Przyprostyni oraz Regina Pawelska z Nowej Wsi). Dwa miesiące później, gdy 22 lutego zebrali się przedstawiciele terenowych organizacji Związku w Zielonej Górze, to również oni zostali wybrani delegatami na I Ogólnopolski Zjazd Związku, który obradował 8 i 9 marca 1981r. w Poznaniu. W dziesięć dni później, 19 marca reprezentanci działających wówczas w gminie 9 kół (Przyprostynia, Nowa Wieś, Nądnia, Perzyny, Strzyżewo, Łomnica, Chrośnica, Zakrzewko i Zbąszyń) utworzyli swą lokalną organizację związkową. Jej przewodniczącym został wybrany A. Michalszczak. Pod koniec kwietnia zbąszyńska organizacja "Solidarności" wiejskiej zorganizowała swój zjazd, w czasie którego poświęcony został jej sztandar. Był to pierwszy sztandar terenowej organizacji związku "Solidarności" rolniczej w Polsce! Towarzyszył on rolnikom ziemi zbąskiej w czasie rejestracji ich związku w Warszawie (12 maja). Dwadzieścia dni później pojawił się znowu w Warszawie, gdy ich delegacja uczestniczyła w ostatniej drodze prymasa S. Wyszyńskiego. To również rolnicy zrzeszeni w "Solidarności" będą inicjatorami poświęcenia w kościele parafialnym w Zbąszyniu krzyży, które miały zostać z początkiem roku szkolnego zawieszone w szkołach i przedszkolach na terenie gminy. To również oni byli inicjatorami zorganizowania pierwszych od ćwierćwiecza "własnych" dożynek, które pod koniec sierpnia 1981r. odbyły się w Łomnicy. Wszystko przemawia więc za tym, że zbąszyńscy rolnicy, którzy zorganizowali się w 10 kołach (dołączyli koledzy z Jastrzębska) wykazali więcej determinacji od ich kolegów oraz koleżanek z "Solidarności" miejskiej. Do takich wniosków skłania nie tyle ocena ich liczebności, ile właśnie - aktywności. Wśród członków związku pracujących w mieście, zdecydowanie przeważały kobiety, które raczej nie były zbyt skore do udziału w akcjach protestacyjnych. I tak, w czasie strajku, który rozpoczął się jesienią 1981r. w zakładzie rolnym w Lubogórze (należał on do Świebodzińskiego Kombinatu Rolnego) i na ponad dwadzieścia dni sparaliżował całe województwo zielonogórskie, większość pracowników zbąszyńskich zakładów pracy solidarnie poparła żądania swych kolegów, to panie pracujące w zbąszyńskim "Romeo" - co prawda w tym proteście wzięły udział, ale uczestniczyły w nim zaledwie przez kilka dni. Wokół uczestnictwa w tym proteście doszło do sporów. To one właśnie doprowadziły do zmian w kierownictwie Związku w zakładzie: wtedy to Aleksandra Kobusińskiego zastąpił Bolesław Kluj. Narastający kryzys ekonomiczny dawał się we znaki zwłaszcza kobietom, które do leżących u jego źródeł problemów natury politycznej podchodziły z coraz większym dystansem. To zdaje się tłumaczyć ich wstrzemięźliwą postawę w czasie tego jesiennego protestu. Został on zawieszony a jego rozwiązanie nastąpiło wraz z decyzją o wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981r. Napięcie panujące w kraju było tak duże, że powszechnie czekano na przesilenie. Mimo oskarżeń ciskanych przez władze pod adresem Związku, to nie on jednak szykował się do uderzenia. Do rozprawy z wielkim ruchem protestu przygotowywało się kierownictwo PZPR, z której masowo występowali członkowie (wielu z nich należało zresztą do "Solidarności"!). Również w Zbąszyniu spodziewano się kroków skierowanych przeciwko Związkowi. W ostatnim 16 numerze "Naszej Sprawy" z 26 listopada 1981r. - biuletynu Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Romeo (ukazywał się on od 21 grudnia 1980r, najpierw w nakładzie 500, później 250 egzemplarzy) podsumowano rok działalności Związku. Był on jak zaznaczono - okresem walki o wolne soboty, dostęp do środków masowego przekazu, reformę gospodarczą, ustawę o samorządzie i przedsiębiorstwie - i jak podkreślono - te dążenia "Solidarności" spotykają się z "coraz ostrzejszą" kontrakcją wymierzoną przeciwko Związkowi.
Ogłoszony wówczas stan wojenny miał doprowadzić nie tylko do likwidacji politycznej opozycji, ale i do pacyfikacji wielkiego społecznego sprzeciwu wobec dotychczasowych rządów sprawowanych w Polsce przez PZPR. Wszystko przemawiało za tym, że zamierzenia te da się osiągnąć. Czołgi, które pojawiły się na ulicach miast (także mieszkańcom Zbąszynia taki pokaz siły zademonstrowano) miały być tego przykładem. Niewielu ośmieliło się wystąpić przeciwko władzom, które uciekły się do tych drastycznych środków. Sukces ten miał się jednak okazać "pyrrusowym zwycięstwem". Doświadczenie wyniesione z okresu 1980/81 było zbyt głębokie, aby mogło zostać zapomniane.
Już w kilka lat później do postulatów wówczas zgłoszonych powrócono. Rozpoczęta latem 1980r. rewolucja została zakończona i przyniosła Polsce wolność.

KRZYSZTOF RZEPA

Zbąszyńska "Solidarność" - nr 8 (126) sierpień 2005

 

strona główna
powrót